Ian McEwan, jakiego znamy z ostatnich powieści, choćby opublikowanej w zeszłym roku „Na plaży Chesil”, to niestety już nie ten sam autor, który stworzył znakomite książki w stylu głośnego, nagrodzonego Bookerem „Amsterdamu”. Choć wielu ortodoksyjnych fanów pisarza nie zgodzi się ze mną, uważam, że z wiekiem pisarz traci pazur, który niegdyś pozwalał mu dokonywać brutalnej wiwisekcji ludzkich uczuć. Dowodem na to jest jego wczesne dzieło, „Ukojenie”. Książka trafia na polski rynek ze sporym, bo przeszło 25-letnim opóźnieniem. Jeśli zestawimy drugą powieść McEwana z młodszą o ćwierć wieku „Na plaży Chesil”, ta ostatnia okaże się jedynie igraszką, literacką wprawką, łagodną i nastrojową niczym bajka dla grzecznych dzieci.

Reklama

Mimo że „Ukojenie” pojawia się w języku polskim po raz pierwszy, wielu zna już tę historię. Na jej podstawie Paul Schrader do spółki z Haroldem Pinterem, który napisał scenariusz, stworzyli w 1990 roku film „Wszystko dla gości” z Christopherem Walkenem i Rupertem Everettem w rolach głównych. Choć to obraz niezły, nie umywa się do literackiego pierwowzoru. Porównanie filmu Schradera i książki McEwana ma niebagatelne znaczenie, pozwala bowiem dostrzec niuanse, które czynią z autora „Pokuty” pisarza wyjątkowego. O ile bowiem „Wszystko dla gości” ocierało się o uroczą kiczowatość a la Brian De Palma, o tyle „Ukojenie” to pozycja zabójczo bezpretensjonalna.

Historia dwójki turystów, Mary i Colina, którzy trafiają w ręce Roberta oraz Caroline, demonicznego małżeństwa mieszkającego w Wenecji, nie tylko – jak na thriller przystało – niepokoi, lecz także porusza. McEwan obok tajemniczego, opartego na sadomasochistycznych rytuałach związku Roberta i Caroline umieszcza historię subtelnego uczucia między Mary i Colinem. Obserwuje, jak ścierają się ich charaktery, dostrzega pozornie nic nieznaczące spory, zważa na najmniejsze gesty i słowa. Rozpracowuje ich związek całkowicie, pozostawiając jednak margines na domysły i wnioski czytelnika, czego zabrakło w zbyt dosłownej „Na plaży Chesil”.

Mało tego – „Ukojenie” to również, a może nawet przede wszystkim, wnikliwa analiza ciemnej strony ludzkiej osobowości. Pragnień, a w końcu również czynów, których nie da się nazwać ludzkimi. Gdy Robert zarzuca sieci na dwójkę turystów, ci nie mogą się nawet domyślać, jakie plany wobec nich uknuł. Na to nie dałby rady wpaść żaden normalny człowiek – taka myśl może przemknąć nam przez głowy w pierwszej chwili. Czy jednak rzeczywiście? Czy dążenie człowieka do zadawania bólu innym i sobie samemu, a w końcu również do autodestrukcji to rzeczywiście coś niezwykłego? McEwan zdaje się mówić, że niekoniecznie. Co wcale nie znaczy, że w powieści nie istnieje podział na katów i ich ofiary. Odpowiedź na pytanie, po czyjej stronie pozostanie sympatia czytelnika, nie jest jednak wcale taka oczywista.

Reklama

Ukojenie

(The Comfort of Strangers)

Ian McEwan, przeł. Aldona Możdżyńska, Albatros 2008