"Przenoszę cię do grupy kontroli jakości" - mówi w jednym z epizodów szef do podwładnego. "Wiem, że dla ciebie to niekorzystne i dla firmy też, ale rozwiązuje mi problem etatów". To idealny przykład ilustrujący zasadę Dilberta, która głosi, że w firmie należy na kierownicze stanowiska awansować największych idiotów, żeby zminimalizować potencjalne szkody, jakie mogą wyrządzić w procesie produkcyjnym. Niespodziewanie chyba nawet dla samego Adamsa podobne korporacyjne mądrości zostały potraktowane serio. Napisana przez niego satyryczna książka o zasadzie Dilberta w 1996 roku przez czterdzieści miesięcy nie schodziła z listy bestsellerów "New York Timesa", a część firm szkoleniowych i konsultingowych zaleca ją jako lekturę dla menedżerów. W ten sposób bezlitosna kpina z korporacji pomaga wykształcić kolejne zastępy białych kołnierzyków.

Reklama
Uniwersalny język korporacji

Absurd? Niekoniecznie. Chociaż Adams w swoich komiksach wszelkie niedogodności biurowej pracy skrajnie wyolbrzymia, to w "Dilbercie" jest więcej prawdy o codzienności wielkich firm, niż mogłoby się wydawać. Nic więc dziwnego, że seria może być traktowana jako swoisty poradnik, jak nie zarządzać firmą. "»Dilbert« to rodzaj uniwersalnego języka korporacji, rodzaj prawdy opowiadanej o nas samych przez kogoś takiego jak my" - mówi Mateusz Roszkiewicz z firmy doradczej Ernst & Young.

Tytułowy bohater to ucieleśnienie współczesnego korporacyjnego everymana - samotny kawaler przed czterdziestką i wykwalifikowany inżynier pracujący dla dużej firmy. Ma nie do końca sprecyzowane obowiązki służbowe, szefa idiotę, wyjątkowo drażniących współpracowników i psa Dogberta, który skrycie marzy o przejęciu władzy na ziemi. Korporacja zatrudniająca Dilberta nie zajmuje się niczym szczególnym, chyba że do konkretów można zaliczyć nudne zebrania i przekładanie papierów z jednego stosu na drugi. Ważniejsze zresztą niż ostateczny produkt i zadowolenie klientów.

Reklama

"Świat Dilberta jest westernowy, roi się w nim od archetypicznych postaci" - mówi Tomasz Jamroziak, menedżer w Instytucie Psychologii Biznesu. "Jeśli jest szef, to na pewno głupi, jeśli szef kadr - to z pewnością wredny, koleżanka z pracy - przemądrzała i gadatliwa, a informatyk leniwy. Tu też kryje się źródło tego fenomenu - trudno iść do szefa, by mu powiedzieć, że jest głupi, ale można pokazać komiks koledze i powiedzieć: zobacz zupełnie tak jak u nas".

Desperat z e-maili

Biurowe życie w "Dilbercie" jest postawione na głowie i doprowadzone do skrajnego absurdu, ale Adams świetnie wie, o czym mówi. Gdy ukazał się pierwszy odcinek "Dilberta", rysownik był zatrudniony w Pacific Bell, jednej z największych amerykańskich kompanii telekomunikacyjnych. Odszedł z niej zresztą dopiero w 1995 r., gdy pozwoliła mu na to nieustannie rosnąca popularność komiksu. Rysował "Dilberta", żeby odreagować stresującą i bardzo często absurdalną pracę. I dzięki temu stworzył jedną z najważniejszych postaci komiksowych ostatniego dwudziestolecia - bohatersko zmagającego się z biurową codziennością, zamkniętego w ciasnym boksie desperata. "Nie wiem, czy jest jedna prosta odpowiedź na pytanie, skąd bierze się fenomen Dilberta" - zastanawia się Roszkiewicz. "Czy chodzi o to, że potrzebujemy kogoś, kto w trudnej rzeczywistości życia korporacji ma jeszcze gorzej niż my? Czy może o to, że potrzebujemy świadomości, że ktoś dostrzega absurdy, z jakimi czasem musimy się zmagać?"

Scott Adams przyznaje zresztą, że część pomysłów bierze z e-maili od wiernych czytelników. To pozwala mu cały czas nie tylko zachować dystans do rzeczywistości, ale i utwierdza w przekonaniu, że "Dilbert" w znacznej mierze pełni funkcję terapeutyczną. "Świat Dilberta pozwala oswoić rzeczywistość przez śmiech i z tego punktu widzenia działa jak szczepionka. Biurowe korporacyjne katharsis możemy przeżyć w komiksie" - twierdzi Tomasz Jamroziak.

Reklama
Maskowane poniżanie

Korporacja pokazana przez Adamsa to piekło na ziemi. Amerykański rysownik bezlitośnie szydzi ze wszystkich aspektów pracy białych kołnierzyków: od stosunków międzyludzkich, przez biurokrację, formalności, pęd do sukcesu i zysku, po finansowe malwersacje i nieustannie wiszące nad firmą widmo bankructwa. Przełożeni są tępymi sadystami czerpiącymi satysfakcję z poniżania podwładnych ("Gdy jesteś w biurze, wiem, że jesteś nieszczęśliwy, a to zupełnie tak, jakbyś pracował" - mówi szef do jednego z bohaterów komiksu). Ale i sami pracownicy nie są bez winy, najczęściej starają się sprawiać wrażenie, że pracują, byle tylko przetrwać kolejny dzień w biurze. Obraz świata wyłaniający się z "Dilberta" nie napawa optymizmem. Bohaterowie serii są zgorzkniałymi samotnikami, a cały ich świat kręci się wokół firmy. To jej zaprzedali całe swoje życie, choć nawet przed samymi sobą udają, że wcale tak nie jest. Godzą się na poniżenia, fatalne warunki pracy i wykonywanie bezsensownych poleceń. I to nie dlatego, że obawiają się redukcji albo kar finansowych. Po prostu większość z nich bez korporacyjnego sznytu już nie bardzo umie odnaleźć się w normalnym świecie.

Co ciekawe, Adams nie jest przeciwnikiem korporacji ani kapitalistycznego stylu pracy. "Kocham kapitalizm, ale nie traktuję go bezkrytycznie" - mówił w jednym z wywiadów. Najbardziej irytowało go nagromadzenie bezsensownych zasad, które do niczego nie prowadzą. "To tak jak z rządem, który wymyśla tysiące praw" - tłumaczył."Wszystkie są słuszne, ale w efekcie i tak wszyscy przestrzegamy tylko trzech: nie zabijaj, nie kradnij, płać podatki".

Zresztą gdyby nagle doszło do upadku systemu korporacyjnego, "Dilbert" straciłby większość wiernych czytelników. Największą siłą komiksu jest bowiem to, że pokrewni jego bohaterom nieszczęśnicy za biurkami mogą się w nim przejrzeć niczym w lustrze. "Te komiksy są zarazem straszne i śmieszne" - tłumaczy Tomasz Jamroziak."Tak jak w anegdocie przytaczanej przez Franka Farrelly’ego (twórcę terapii prowokatywnej - przyp.red.): idzie dwóch facetów i jeden z nich nagle upada i łamie obie nogi. Zaczyna krzyczeć z bólu i płakać. Jego towarzysz zaczyna się śmiać. Ranny woła: <W tym nie ma nic śmiesznego>. Na co drugi odpowiada: <Jest, tylko jesteś za blisko tego wszystkiego>".

W końcu gdy korporacyjna rzeczywistość zaczyna nas uwierać, jedyną radą może być znalezienie kogoś, kto cierpi bardziej od nas. Nawet jeśli jest tylko bohaterem komiksu...

Komiksy o Dilbercie na LITERIA.pl >