Agnieszka Drotkiewicz
Teraz
W.A.B. 2009
29,90 PLN
Reklama

____________________________________________

Reklama

Jak to dobrze, że mamy kryzys. Być może to jedyna szansa, by we współczesnej powieści pojawił się jakiś nowy typ bohatera. Literatura już pęka w szwach od neurotycznych singli, którym wiedzie się za dobrze. Znamy doskonale tych wszystkich odżywionych witaminami egoistów, legitymujących się etykietkami kosmetyków, których używają, i nazwami knajp, w których piją kawę, a nocami tęskniących za jakąś namiastką bliskości. Ilu identycznych bohaterów są w stanie wyprodukować młodzi pisarze? Książka Agnieszki Drotkiewicz pokazuje, że niestety wielu. Literatura młodego pokolenia zajmuje się reprodukowaniem oklepanych schematów.

Tytułowe „Teraz” okazuje się nieprzekraczalną granicą – można rejestrować tylko pojedyncze wrażenia, przelotne widoki, chwilowe stany emocjonalne. Teraźniejszość to zbiór etykietek produktów, haseł reklamowych, danych liczbowych, luźnych skojarzeń i zapamiętanych cytatów. Sęk w tym, że w wydaniu Drotkiewicz wszystko to okazuje się nudne. A co gorsza, pretensjonalne.

W swojej trzeciej powieści autorka nieco pohamowała zamiłowanie do szarży cytatów i nawiązań do rozmaitych tekstów kultury. „Teraz” nie jest już łamigłówką, która wymaga od czytelnika śledzenia licznych aluzji literackich. Bohaterka książki nie kreuje się na erudytkę. Mimo wykształcenia i trzydziestki na karku jest nieporadną dziewczynką prowadzącą swój bełkotliwy monolog, przetykany niewyszukanymi życiowymi mądrościami i egzaltowanymi wtrętami poetyckimi („na bagnach dojrzewają żurawiny, marzenia opadną jak jesienne liście, tyle tylko, że z kawałkami naszego mięsa”). To, co próbuje powiedzieć nam autorka, nie jest specjalnym odkryciem – kobiety po rewolucji feministycznej są nieszczęśliwe. Zamiast podbijać świat i zagarniać niedostępne dotąd dla siebie terytoria, spędzają dzień, leżąc na wycieraczce własnego mieszkania lub urządzając domek dla lalek, w którym ma zamieszkać wyimaginowany ukochany. I wciąż pragną prawdziwych mężczyzn. Tylko że tych już nie ma. Ich zniknięcie było efektem ubocznym wynalezienia pigułki antykoncepcyjnej.

Chodzi o to, że to, co nazbyt egzaltowane, ociera się o śmieszność. A przecież problem, o którym pisze Agnieszka Drotkiewicz, został już wyeksploatowany, także przez popkulturę. Wiemy, że ani wysoka pozycja zawodowa, ani markowe ciuchy nie dają szczęścia, bo każda kobieta sukcesu w głębi duszy czeka na księcia z bajki. Dowiedzieliśmy się tego od Bridget Jones, bohaterek „Seksu w wielkim mieście” i ich licznych literackich i filmowych klonów. Jednak one były sympatyczne i zabawne, a bohaterka „Teraz” to męcząca neurotyczka. Nie twierdzę, że życie współczesnych singli to temat wart wyśmiania lub godny jedynie lekkich komedyjek. Ale tak jak do każdego ciasta trzeba dodać szczyptę soli, by lepiej smakowało, tak do każdego dramatu warto dorzucić odrobinę humoru i dystansu. Agnieszka Drotkiewicz o tej odrobinie zapomniała. Wyszedł zakalec.