Jonathan Littell "Suche i wilgotne"

(oryg. "Le sec et l’humide")

przeł. Magdalena Kamińska-Maurugeon

Wyd. Wydawnictwo Literackie 2009

Reklama

Tylko w DZIENNIKU! Przedpremierowy fragment książki "Suche i wilgotne" >>>

Reklama

p

Po ukazaniu się „Łaskawych”, jednej z najbardziej kontrowersyjnych powieści początku XXI wieku, krytycy zarzucali autorowi między innymi, że główny bohater, dr Maximilian Aue, hitlerowski Wergiliusz, szczególny przewodnik po rozległej, piekielnej scenie nazistowskich wojen, to postać z gruntu fałszywa – w każdym calu nieautentyczna: człowiek ilustracja, człowiek zwierciadło, człowiek stereotyp. I choć amerykańsko-francuski pisarz bronił swoich racji, twierdząc, że Aue stanowi wypadkową jego osobistych rozważań na temat tego, jak on sam – Jonathan Littel – postępowałby wciśnięty w skórę wykształconego esesmana, niewykluczone, że krytycy mieli rację. Co wszelako nie znaczy, że „Łaskawe” przez to tracą na wartości. Otóż nie tracą – ani myślowo, ani literacko, stając się wyrafinowanym studium umysłowości mężczyzny, którego umiejętnie przekupiono nazizmem i który tak jak miliony jemu podobnych chętnie ów atrakcyjny towar nabył.

Ukazujący się niebawem po polsku esej Littella „Suche i wilgotne” to rodzaj inteligentnych i błyskotliwych notatek na marginesach. I to w sensie podwójnym. Jest to bowiem tyleż komentarz do „Łaskawych”, ile rozważania przy okazji lektury „Kampanii wschodniej”, wspomnień belgijskiego katolickiego nacjonalisty Leona Degrelle’a (1906 – 1994), w czasie II wojny światowej dowódcy 28. Ochotniczej Dywizji Grenadierów Pancernych SS „Wallonien”, po upadku III Rzeszy zaś politycznego uchodźcy chronionego przez frankistowski reżim w Hiszpanii (choć pisze się o nim jako o przymusowym emigrancie, w Maladze, gdzie mieszkał, nie było mu źle – do końca życia publikował, działał w biznesie i dorobił się nawet efektownej posiadłości stylizowanej na zamczysko).

Reklama

Degrelle miał niezłe pióro. „Wielki, samorodny talent autora powoduje, że przy lekturze stają przed oczami płótna flamandzkich mistrzów i »Okropności wojny« Goi. Nasuwają się też nieodłączne konotacje literackie z »Wojną i pokojem« hrabiego Tołstoja w jej najlepszych batalistycznych fragmentach, pamiętnikami hrabiego de Segura o odwrocie z Rosji w 1812 roku, »Podróżą do kresu nocy« Celine’a i wojennymi reportażami Malapartego” – pisał o jego wspomnieniach frontowych zmarły niedawno wybitny historyk Paweł Wieczorkiewicz. Littell jednak nie czyta Degrelle’a dla samego Degrelle’a ani dla jego autokreacji, ani nawet celem zyskania wiedzy o brutalnym koszmarze wojny. Podtytuł jego eseju to „Krótka wyprawa na terytorium faszysty”. Chodzi więc raczej o analizę semantyczną tekstu, który nie tyle został napisany przez faszystę, ile sam tego faszystę pisze. Wybór Degrelle’a wydaje się tu podyktowany dość banalnym kryterium: ów Belg był francuskojęzyczny, podobnie jak Littell. Autorowi „Łaskawych” zależało bowiem na tym, by język „Kampanii wschodniej” rozłożyć na czynniki pierwsze i odkryć, z jakich elementów składa się świat owego tekstu.

Żeby jednak dokonać takiego rozbioru, potrzebne są pewne ramy interpretacji – pisarz znajduje je w nietłumaczonym dotąd na polski obszernym dziele niemieckiego socjologa Klausa Theleweita „Męskie fantazje” („Männerphantasien”, 1977), który próbuje opisać, w jaki sposób faszyzm kształtuje rzeczywistość – sztuczną i postulowaną. Podobnie jak klasyczna już praca Jadwigi Staniszkis „Ontologia socjalizmu” „Männerphantasien” szukają klucza do zamkniętego, nieprzemakalnego systemu totalitarnych znaczeń – Theleweit jednak, a za nim Littell, inaczej niż Staniszkis sięga do nowoczesnej psychologii osobowości, określając faszystę jako człowieka, który „właściwie nigdy nie zakończył procesu separacji od matki i nigdy nie wytworzył Ja w znaczeniu opisanym przez Freuda. Faszysta to ktoś »jeszcze-nie-całkiem-narodzony«. Ale nie psychopata. (…) Żeby dojść do władzy, buduje sobie lub pozwala sobie zbudować – poprzez dyscyplinę, tresurę, ćwiczenia fizyczne – Ja uzewnętrznione, które przyjmuje kształt »pancerza«, »mięśniowej zbroi«”. To jest klucz do Leona Degrelle’a.

Rozważania Littella mogą rzeczywiście sprawiać wrażenie oderwanych i marginalnych, ale składają się na spójny układ intuicji, które nie tylko wydają się całkiem sensowne, ale także uniwersalne. Autora „Łaskawych” interesują rozmaite opozycje znaczeniowe, którymi tekst Walończyka jest wręcz usiany – tym, dla przykładu, co zagraża faszystowskiej armii, nie jest w istocie wróg, ale „wilgoć”, cecha nacechowana żeńsko: żołnierz Rzeszy jest zawsze suchy. Równie ważna jest symbolika falliczna wszelkiego rodzaju (na kontrze wobec kobiecej obłości) – prawdziwy esesman zachowuje hardą sztywność. A przy tym – jak pisze Littell – „dla faszysty metafora nigdy nie jest wyłącznie metaforą”.

Littell, zabawiając się odczytywaniem ukrytych sensów w „Kampanii wschodniej” Degrelle’a, nie przestaje być, rzecz jasna, pisarzem. „Suche i wilgotne” mimo pewnego nagromadzenia abstrakcji świetnie się czyta, być może ze względu na fragmentaryczną strukturę książki, wzbogaconą o liczne ramki i zdjęcia, a także z powodu nieukrywanego sarkazmu autora, gdy kpi sobie z rozmaitych przemilczeń Degrelle’a oraz z jego fanfaronady – jedną z ulubionych dykteryjek dowódcy SS „Wallonien” była historia o tym, co powiedział mu Adolf Hitler, człowiek o „jasnych, wrażliwych oczach”. „Gdybym miał syna” – rzekł podobno Führer do Degrelle’a – „to chciałbym, żeby był taki jak pan”.

„Suche i wilgotne” ma jeszcze jeden walor poznawczy. To lekko uchylona furtka do „Łaskawych”, książka odsłaniająca fragmenty anatomii tej fascynującej powieści, wreszcie – akt częściowej dekonspiracji dr. Maximiliana Aue. Warto zmierzyć się z esejem Littella choćby po to, by zrozumieć, w jaki sposób prozaik konstruuje złożoną, trudną, symboliczną postać literacką.