Architektura

Jestem wielkim fanem Szwajcara Petera Zumthora, tegorocznego zdobywcy Nagrody Pritzkera. Jego idea organicznego odczuwania architektonicznych projektów bardzo do mnie przemawia. Pobyt w zaprojektowanym przezeń kurorcie Vals, tamtejsze termalne łaźnie i ich symbiotyczny układ z górskim krajobrazem – wszystko to robi niezwykłe wrażenie. Podobają mi się też projekty Franka Gehry’ego, Muzeum Guggenheima w Bilbao to majstersztyk. Lubię większość pomysłów Normana Fostera, choć gdy skrytykowałem w prasie jego projekt stadionu w Barcelonie, dzwoniła do mnie jego żona, by powiedzieć, jak bardzo byli niezadowoleni. Muszę jednak przyznać, że jego most Viaduct de Millau we Francji to według mnie jeden z najpiękniejszych mostów świata.

Reklama

Miejsca

Teraz już tak bardzo nie kręci mnie podróżowanie, bo zwykle wiąże się z obowiązkami zawodowymi, udzielaniem wywiadów, uciążliwym przemieszczaniem się. Ale w czasach mojej pracy w charakterze tłumacza przy Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku latach 1973 – 1982 zwiedziłem kawał świata. Po prostu przychodziło się do biura, a tam informowano nas, że za kilka dni lecimy na dwutygodniową konferencję np. do Kioto w Japonii. Wbrew popularnym ideom podróżowania i parciu na zwiedzanie nowych miejsc ja najchętniej wracam w znane mi okolice. W miastach najbardziej kocham metro. Kto nie jechał metrem w Kairze, nie wie nic o tym mieście. Rzym był zawsze dla mnie wyłącznie miastem biskupów, dopiero po latach ujęła mnie jego atmosfera. Absolutnie magiczny wydaje mi się za to Londyn. Spacer po nim jest jak przeglądanie obrazków w książce dla dzieci. Uliczki, kominy – ma się wrażenie, że za rogiem ze swoją parasolką za chwilę wyląduje Mary Poppins. Do Nowego Jorku już nie chcę wracać. Po 11 latach pobytu tam płakałem na lotnisku. Przy którejś kolejnej wizycie uznałem, że to już nie to. Po prostu się w tym związku odkochałem. A Barcelona, o której wciąż piszę? To moje rodzinne miasto. Naprawdę nie wiem, dlaczego ludzie się nią aż tak zachwycają.

Reklama

Język

Zwracam wielką uwagę na językową precyzję, szczególnie że praca tłumacza wykształciła we mnie w tym względzie sporą dyscyplinę i miłość do detalu. Uważam, że słowa są jak readymades Marcela Duchampa – te najzwyklejsze, użyte w unikalny sposób, zestawione w kontekście, potrafią dać piorunujący efekt. Vargas Llosa ma zawsze takie słowa, które sprawiają, że z pozoru zwyczajne zdanie zapiera dech w piersiach. Lubię przeklinać, ale w tym temacie łatwo o przesadę. Bluzgi muszą być jak przyprawa, która doda daniu pikanterii. Najlepsze mięso, gdy jest przesolone, ma się ochotę wyrzucić do śmieci. Oczywiście o wiele łatwiej jest przeklinać w obcych językach, bo wtedy najbardziej wulgarne inwektywy potrafią brzmieć lekko i radośnie.

Praca

Reklama

Jestem niewyobrażalnie leniwy. Ale dzięki uporowi jakoś udaje mi się brnąć dalej i niczego nie zawalać. Już jako dziecko pisałem książki. To znaczy przepisywałem nieznacznie przeredagowane kawałki np. „W 80 dni dookoła świata” i czułem się jak noblista. Przed laty wielu moich przyjaciół też chciało pisać. Ale jako jeden z niewielu spośród tej grupy potrafię sobie wyobrazić, że pracuję nad czymś przez 10 lat. Znajomi się wykruszali z tej profesji, gdy po miesiącu czy dwóch wciąż tkwili na pierwszej stronie swojej wymarzonej powieści. Nie poddałem się, choć często ogrania mnie złość, że tyle rzeczy zakłóca mi pracę. Kiedyś myślałem nawet, że ideałem byłoby siedzieć w więzieniu! Zero rozterek typu co ugotować na obiad i kogo zaprosić, ograniczone widzenia, regularny tryb życia i mnóstwo czasu na czytanie i pisanie. Trochę mi przeszło po tym, kiedy musiałem odwiedzić taki przybytek dla młodocianych przestępców w Barcelonie, gdy brałem udział w akcji społecznej mającej zwrócić uwagę na możliwości resocjalizacji przez literaturę. Szybko zrozumiałem, że chyba jednak bym się tam nie odnalazł.

Ludzie

Im jednak jestem starszy, tym bardziej dociera do mnie, że w dzisiejszych czasach tak naprawdę nie ma innego życia niż życie towarzyskie. Nie możesz być pustelnikiem, który sobie coś tam skrobie. Musisz iść się urżnąć z wydawcą i sztabem speców od promocji, żeby potem ktoś miał szansę przeczytać twoje wypociny. Przychodzisz potem na wywiad, a dziennikarz pyta: „Dlaczego chciał pan być jako dziecko torreadorem?”. Dziwisz się, bo to nigdy nie było twoje marzenie. „Ale powiedział pan tak kiedyś w wywiadzie”. Nieważne, że zdanie jest kompletnie wyrwane z kontekstu. Trzeba się w tej branży nauczyć, że inni są lepszymi specjalistami niż ty w kwestii twojego życia. Dlatego ja dyryguję życiem moich bohaterów.

Wysłuchała Ewelina Kustra

*Eduardo Mendoza (rocznik 1943) – jeden z najpopularniejszych współczesnych pisarzy hiszpańskich. Studiował prawo, a następnie przez wiele lat mieszkał w Nowym Jorku, gdzie pracował jako tłumacz dla ONZ. Mendoza zasłynął przede wszystkim niezwykle zabawną trylogią o przygodach szalonego samozwańczego detektywa, na którą składają się powieści: „Sekret hiszpańskiej pensjonarki”, „Oliwkowy labirynt” oraz „Przygody fryzjera damskiego”. Jego ostatnia książka „Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa” niedawno trafiła do polskich księgarń. Pisarz mieszka z rodziną w Barcelonie.

Zobacz i zamów powieści Eduardo Mendozy w sklepie LITERIA.pl >