"Torepedo"
scenariusz: Enrique Sánchez Abulí
ilustracje: Jordi Bernet
Wyd. Taurus Media 2009
Ocena 4/6



To właśnie on jest naszym przewodnikiem po mieście grzechu i jak w filmach De Palmy, Scorsese czy Coppoli pokazuje nam działanie przestępczego światka od kuchni. Jak łatwo się domyśleć, nie jest to przyjemne miejsce, a zapełniające je postaci mafijnych bossów, skorumpowanych policjantów, sprzedajnych dziwek i tępych osiłków nie należą do najsympatyczniejszych. SamTorpedo także nie budzi zbyt wielu pozytywnych uczuć: zwykły hitman, prostak, cham i brutal, całkowicie bezceremonialny w kontaktach z płcią przeciwną, gotowy bić słabszego, wykorzystać naiwnego i zabić każdego, kogo mu wskażą. Jednak niepiękna ta persona ma w sobie jakiś łotrzykowski urok, który nie pozwala nam oderwać się od jego przygód.

Reklama

Być może ujmuje nas to, że Torpedo, najwyraźniej zdając sobie sprawę z własnego prostactwa i bylejakości, rozpaczliwie próbuje nadać swojemu życiu jakiś polor, smak i styl. Dlatego bardzo dba o odpowiednią prezencję: „Krawat i jedwabne koszule, garnitur na miarę, bielizna z inicjałami, trzeba myśleć o wszystkim. Trzeba wyglądać; takie życie”. Innym objawem jego wyższych aspiracji jest język, jakim się posługuje: szczególna mieszanina ignorancji i „eląkwęcji”: „Powiedziałem do siebie, jeśli kule się go nie imają, jaki jest jego słaby punkt? W końcu znajdzie się pięta Atylli czy bicz na Achillesa, czy jak tam się to cholerstwo nazywa”. Ten typ humoru kojarzy się natychmiast z najklasyczniejszym z klasycznych dzieł opiewających półświatek czasów prohibicji, czyli nowelkami Damona Runyona. Takie teksty mogłyby śmiało paść na kartach „15 opowiadań nowojorskich” z ust Harry’ego Konia, Buki Boba czy Małego Izydora. Właśnie ta próba odtworzenia emigranckiej mentalności i języka będącego jawnym dowodem wykorzenienia bohatera, jego ostatecznej samotności, dodaje lekturze odrobinę głębi.

Stworzona przez hiszpańskich autorów Jordiego Berneta i Enrique Sáncheza Abuli seria cieszy się sporą popularnością w rodzimej Hiszpanii i we Francji, gdzie zdobyła jedno z najważniejszych wyróżnień rynku komiksowego, Grand Prix na festiwalu w Angouleme (1986). Ukazało się już kilka podobnych do polskiej edycji zbiorczych tomów, w których poznajemy nie tylko codzienne życie zimnokrwistego mordercy, ale też jego niewesołą przeszłość – od pełnego przemocy dzieciństwa na Sycylii po trudne pierwsze kroki na amerykańskiej ziemi obiecanej. Prosty, realistyczny styl czarno-białych grafik idealnie wpisuje się w sztafaż noir, a tempo i rytm opowieści przywodzą na myśl najlepsze produkcje kina gangsterskiego. Jeśli czegoś brakuje w tej klasycznie skonstruowanej historii, to pewnej równowagi sił – Torpedo nie ma prawdziwego przeciwnika, żaden inteligentny Marlowe ani nieustępliwy Elliot Ness nie stają na jego drodze. To pęknięcie sprawia, że spod stylizacji wyłania się obraz bardziej realistyczny, a przez to przygnębiający. Amoralny bohater pozostanie zwycięzcą i nie nastąpi proste katharsis. Ale przecież dzisiejszy czytelnik nie oczekuje czarno-białej wizji świata nawet od czarno-białych komiksów.

Reklama