Bez kultury nie byłoby cywilizacji, więzi społecznych, człowieka. Jej rozkwit buduje państwa, upadek prowadzi do śmierci cywilizacji. Dwa tysiące lat od zniszczenia Biblioteki Aleksandryjskiej wciąż mamy poczucie straty. Mija pół tysiąca lat od renesansu, a dla nas to wciąż bardzo istotny punkt odniesienia. I wciąż mało co z tego wynika.
Jak wiadomo ze szkolnej lektury, Antygona, sprzeciwiając się prawu ustanowionemu przez władcę Teb Kreona, zaryzykowała życie i pochowała swojego brata. Jej czyn na ogół jest interpretowany jako wypełnienie obowiązku moralnego w opozycji do niesprawiedliwego prawa. Zarazem Antygona dokonała wyboru cywilizacyjnego – zrealizowała akt kulturowy, jakim jest ceremonia pochówku. W tym kontekście kultura była dla niej ważniejsza niż własne życie. Ograniczenie przez Kreona prawa do kultury pociągnęło za sobą śmierć głównej bohaterki, jego żony i syna oraz upadek despoty. Tyle literatura. Historia zna więcej takich przypadków.
Załóżmy, że rzecz dzieje się w naszych czasach. Lokalna władza w imię racji politycznych odmawia prawa do ceremonii upamiętniającej śmierć bliskiej osoby. Obeznani z prawem powiedzą, że istnieją Konwencja o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, zwana potocznie europejską konwencją praw człowieka, oraz Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. I tu niemiła niespodzianka: w katalogu tejże konwencji brak prawa do kultury. Bieglejsi w prawie zawołają: bzdury, europejska konwencja w art. 9 gwarantuje m.in. prawo do kultu, praktykowania i czynności rytualnych. Mogą też się powołać na art. 10, który zapewnia prawo do wyrażania opinii, wolności posiadania poglądów, czyli de facto prawa sprzeciwu wobec poglądów władzy.
A jeśli Antygona chciałaby uczcić pamięć brata wierszem lub obrazem? Można znów powoływać się na naruszenie prawa do swobody wypowiedzi, ale byłyby to jedynie sztuczki prawne.
Reklama
Dlaczego konwencja chroni fragmenty szeroko pojętej kultury, a brak w niej zapisu gwarantującego prawo pełnego korzystania z praw kulturalnych? Według piszącego te słowa odpowiedź na to pytanie jest prosta i brutalna. Dla decydentów, polityków i różnych instytucji kultura nie jest najbardziej istotna. Bo najpierw trzeba zadbać o chleb powszedni, bezpieczeństwo, zdrowie, edukację. I te potrzeby gwarantują najważniejsze akty prawne.
Reklama
Co się jednak stanie, gdy uświadomimy sobie, że kultura współtworzy systemy wartości, którymi się kierujemy przy podejmowaniu najważniejszych decyzji? Właśnie systemy wartości miały decydujący wpływ na losy świata i miliony ludzkich istnień. Oba dwudziestowieczne totalitaryzmy były zbudowane na systemach wartości i posługiwały się zmanipulowaną kulturą. Nie pociągnęłyby za sobą milionów zwolenników gotowych do największych zbrodni, gdyby nie kultura. Hitler nie uwiódłby Niemców bez starannie wyreżyserowanych spektakli. A czymże byłby komunizm bez kulturowej otoczki buntu przeciw niesprawiedliwości?
Oczywiście nie chodzi tu o przyznanie prawa do głoszenia zbrodniczych ideologii, ale o pokazanie, jak mocno kultura wpływa na losy ludzi i cywilizacji. Bo zarazem kultura to śmiertelne zagrożenie dla tyranów. Dlatego naziści palili książki, komuniści wysyłali artystów do łagrów, a ISIS niszczy zabytki kultury w Palmyrze. Polska rewolucja Solidarności – jak twierdzi wielu historyków – rozpoczęła się od aktu kulturowego, jakim były pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II i słynne słowa wypowiedziane w Warszawie, a w najgorszych latach stanu wojennego towarzyszyły jej zachłyśnięcie wolnym słowem i niezależny ruch wydawniczy, artystyczny, teatralny.
Zgłaszając postulat wpisania prawa do kultury do europejskiej konwencji praw człowieka, można usłyszeć, że chroni je wiele innych międzynarodowych aktów prawnych. Jest nawet odrębna konwencja poświęcona prawom kulturowym – europejska konwencja kulturalna z 1954 r., choć komentatorzy podkreślają, że jest przestarzała i charakteryzuje się priorytetowym podejściem do promowania współpracy kulturalnej w podzielonej Europie.
Dlaczego zatem właśnie europejska konwencja praw człowieka, skoro istnieje tyle innych aktów gwarantujących prawa kulturalne? Odpowiedź jest prosta: chodzi o możliwość składania indywidualnej skargi do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, którego orzeczenia są bezwzględnie wykonywane przez państwa Rady Europy.
W dziedzinie praw człowieka można zaobserwować ewolucję. Niemniej, charakterystyczną cechą tego procesu jest skupienie się na prawach ekonomicznych i socjalnych. Nie kwestionując ich wagi, warto zadać pytanie, czy np. prawo do urlopu jest ważniejsze niż prawo do kultury. Nasz postulat bywa też ośmieszany poprzez formułowanie argumentów typu darmowe bilety do kina, teatru, na koncerty. Takie wypowiedzi jasno pokazują, z jakim niezrozumieniem spotyka się ta propozycja.
Przede wszystkim należy określić, jak kulturę powinny rozumieć instytucje publiczne w ramach dysponowania publicznymi środkami. Często ich działania w rzeczywistości dotyczą rozrywki i promocji. Jednakże żaden z aktów prawnych określających obowiązki państwa nie nakazuje zabawiać obywateli. Rozrywka jest obszarem współpracy instytucji publicznych i prywatnych sponsorów. Natomiast środki publiczne pozostające w dyspozycji instytucji publicznych powinny wspierać działania edukacyjne podnoszące kompetencje kulturowe, likwidować wykluczenia kulturowe, czyli wspierać projekty, które zwykle nie mają szans na pomoc sponsorów.
System praw człowieka zawiera uprawnienia podmiotu, który chronią, ale zarazem zobowiązania po stronie państw lub organizacji międzynarodowych. Nie chodzi więc o wypracowanie nowej definicji kultury, ale o określenie obowiązków państwa, o to, aby podejmowane działania zwiększały dostępność do kultury i edukacji kulturalnej. Taki kierunek myślenia potwierdzają m.in. ONZ i jej agenda UNESCO. Zgodnie z jej propozycją: „kultura to nie tylko zbiór dzieł i wiedzy, które zawdzięczamy elicie... Nie ogranicza się ona do dostępu do dzieł sztuki, lecz jest jednocześnie zdobywaniem wiedzy, zapotrzebowaniem na sposób życia, potrzebą komunikowania się”. Właśnie kwestia „sposobu życia”, „komunikowania się” staje się niezwykle istotna, bowiem chodzi o rozwój – indywidualny i społeczny.
Szczególnie w Polsce powinniśmy w taki sposób patrzeć na kulturę. Po 25 latach rozwoju opartego na kopiowaniu wzorców czas zaproponować inne mechanizmy rozwoju niż tania siła robocza, postawić na kreatywność i innowacyjność, których nośnikiem jest kultura. Nie wolno dłużej lekceważyć sygnałów, które docierają z rynku, choćby takich, o których pisał „Forbes”, że skapitalizowana wartość gry „Wiedźmin” jest większa niż wartość Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Czy przemysły kultury nie są odpowiedzią na skargi młodych, wykształconych ludzi zmuszonych pracować poniżej kwalifikacji? Nie mówiąc już o zarobkach, satysfakcji z wykonywanej pracy i możliwościach rozwoju.
Uważnie przyglądajmy się postępowi technologicznemu, który radykalnie zmienia rzeczywistość. „Produkcja samochodów jest zautomatyzowana w 80 proc., a Amazon inwestuje w roboty Kira, które zastępują ludzi w magazynach, i w drony, które dostarczają przesyłki. (...) Jeśli samochody Google’a ostatecznie trafią do masowej produkcji, przekroczona zostanie masa krytyczna nie tylko w transporcie” („Rewolucja Robot-nicza” – Katarzyna Wężyk, „GW”, 4–5 lipca br.).
Ale cóż począć z milionami ludzi, dla których praca, nawet degradująca, była sensem życia? Wraz z początkami społeczeństwa przemysłowego pojawił się w literaturze i w rzeczywistości problem czasu wolnego. Profesor Kahneman przewiduje, że za kilka dziesięcioleci największym problemem będzie nuda. Nuda w wymiarze społecznym prowadzi m.in. do przemocy, zbrodni, upadku. Cóż, jednym z najlepszych lekarstw na nudę jest kultura. Jej zasoby mają tę wyjątkową właściwość, że w miarę korzystania z nich nie zużywają się, lecz przyrastają.
Wróćmy do rewolucji robotów opisanej przez Katarzynę Wężyk. „Jeśli naprawdę czeka nas albo technologiczny feudalizm, albo bunt inteligentnych maszyn rodem z »Terminatora«, no cóż, zawsze pozostaje nam jeszcze sarkazm”. A sarkazm to figura ze świata kultury. Sarkazm, kpina, żart nieraz pokazały swoją siłę, choćby w walce z opresją. Przypomnijmy tezę twórcy Pomarańczowej Alternatywy, „Majora” Fydrycha, że to krasnoludki obaliły komunizm. I nie jest to pogląd kompletnie „odjechany”, bo totalitaryzm ośmieszony już nie wydaje się straszny.
Pokażmy, że kultura jest dla nas naprawdę ważna. Warto, aby przy okazji projektu ESK Wrocław 2016 Polska wystąpiła z inicjatywą wpisania prawa do kultury do europejskiej konwencji praw człowieka. Jeśli bowiem twórcy tego aktu powołują się na Powszechną Deklarację Praw Człowieka, to przypomnijmy, że art. 27 pkt 1 stanowi, co następuje: „Każdy człowiek ma prawo do swobodnego uczestniczenia w życiu kulturalnym społeczeństwa, do korzystania ze sztuki, do uczestniczenia w postępie nauki i korzystania z jego dobrodziejstw”.
Dziennik Gazeta Prawna