Minął już chyba czas dramatopisarskiej posuchy, kiedy to każde wystawienie nowej polskiej sztuki należało obwieszczać biciem w dzwony. Podaż dramaturgiczna idzie w ponad setkę tytułów na sezon. Teatr może więc powybrzydzać, odrzucić jeden tekst w fazie lektury, drugi skierować do przeróbki, przy trzecim popracować z autorem. Obawiam się, że takiej postawy wobec sztuki "Wesoło" w olsztyńskim Teatrze im. Jaracza zabrakło.

Reklama

Jako że widziałem wrocławską inscenizację debiutanckiego dramatu bardzo cenionego przeze mnie wrocławsko-warszawskiego aktora Miłogosta Reczka "Chiny", wychodzi na to, że jestem specjalistą od jego twórczości dramatycznej. I widzę, że autor popełnia w "Wesoło" podobne błędy, co w debiucie.

Stosuje efekt zaciętej płyty w dialogach, rozmowy bohaterów nie służą ani rozwojowi fabuły, ani pogłębieniu wiedzy o postaciach. Puste zdania sąsiadują z używanymi pod publiczkę wulgaryzmami. Zamiast 15 scen mogłoby być spokojnie 10 albo 30. Wiem, że Reczek celował tym razem w moralitet. Bohater o imieniu Józef (Artur Steranko) dowiaduje się, że zostały mu dwa tygodnie życia. Zamiast rozliczenia z życiem, nawet komediowo ujętego, oglądamy korowód sąsiadów, rodziny i przyjaciół. Ładują się do mieszkania bohatera ze swoimi fobiami i kłopotami, nie słuchając, jak szepcze: "Mam raka". Obyczajowe scenki zagłuszają próbę odpowiedzi, jak przeżyć ten czas, który Józefowi pozostał.

Nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby Reczkowi udała się farsa o umieraniu, gdyby rak został obśmiany, może tak jak choroba w kanadyjskim filmie "Inwazja barbarzyńców". Ale chwilami ogląda się olsztyńskie przedstawienie z zażenowaniem i nie do końca jest to wina reżysera Tomasza Obary. Konstatacje bohatera są przewidywalne, kostiumy brzydkie i trywialnie oczywiste, połowę aktorów wysłałbym na siłownię, żeby wiosennie wypięknieli.

Reklama

Z kiepskiego dramatu Reczka ocaliłbym dwie sceny. Monolog Ojca narzeczonej bohatera, który błaga Józefa, żeby wziął córkę z powrotem, bo on z dwiema babami histeryczkami nie wytrzyma dłużej w domu. Władysław Jeżewski, jak wszyscy starzy aktorzy to sól ziemi olsztyńskiej! Zapamiętam też opowieść Józefa o nastoletniej dziewczynie w ciąży jedzącej bułkę w kościele przed figurą Chrystusa Ukrzyżowanego. Widziałem kiedyś w katedrze w Gdańsku 19-letnią "Marię Szarapową z Tczewa" w letniej, kusej sukieneczce i z reklamówką w dłoni - wiem, o jakim zderzeniu metafizyczno-cielesnym Reczek chciał opowiedzieć. Może lepiej pójdzie mu w trzeciej sztuce, bo na "Wesoło" było mi raczej smutno.

"Wesoło", Miłogost Reczek
reż. Tomasz Obara
Teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie