W warszawskim Ogrodzie Saskim Irena Jun, studenci Akademii Teatralnej i dojrzali aktorzy zaprezentowali happening "Lekcja teatru". W Muzeum Teatralnym - okolicznościowy wernisaż. Kwiaty złożone pod pomnikiem Bogusławskiego przez ZASP. Znakomity "Obchód Teatru, czyli kim jest Wojciech B." - wystawa-instalacja-happening przygotowany w Teatrze narodowym przez młodych teatrologów Monikę Grochowską, Joannę Nawrocką i Pawła Płoskiego, pracowników Teatru.

To była żywa i mądra lekcja historii nie tylko życia Bogusławskiego, ale i trudnych czasów, w jakich przyszło mu żyć. Bogusławski przyjmowany do loży masońskiej, kapitalna komisja śledcza wypytująca aktora o szczegóły rozrzucenia w Teatrze Narodowym nieocenzurowanego tekstu epilogu jednej ze sztuk, "mózg elektronowy", dzięki któremu i stare teatrologiczne konie mogły sprawdzić swą wiedzę, czytanie sztuk Bogusławskiego, lekcje charakteryzacji... Świetny pomysł, wart kontynuowania.

Reklama

Tej rocznicy i okolicznościowej instalacji w Teatrze Narodowym towarzyszy jednak uczucie niedosytu. Opowieść o życiu Bogusławskiego, przygotowana niezwykle starannie, z pomysłem, szukająca paralel między jego życiem a tym, co wokół nas, stała się daniem głównym. A powinna być przystawką lub deserem do dania głównego, czyli premiery któregoś z dzieł Wojciecha Bogusławskiego. "Krakowiaków i górali", "Henryka VI na łowach" czy "Taczki occiarza". A tymczasem żadna z narodowych scen nie ma w planach Bogusławskiego, choć wydawałoby się, że to ich ustawowy obowiązek. Niechby "Krakowiacy i górale" nas rozbawili, niechby i nawet czyjaś inscenizacja Bogusławskiego zirytowała, wzbudziła medialną burzę.

Rocznica Bogusławskiego pokazuje dość dowodnie stosunek Polaków do swojej kultury. Narzekamy wciąż na jej upadek, nieustanne przerywanie historycznej ciągłości. Równocześnie nie czynimy nic, by tę ciągłość zachować. Wystawienie Bogusławskiego byłoby dobrym krokiem w stronę jej zachowania. Oponenci, a wśród nich i ludzie zarządzający w Polsce teatrem twierdzą, że nie ma powodu, by tego Bogusławskiego grać. A może nie jest to kwestia powodu, lecz zwyczajnie - pomysłu?

Można przecież zabawić się formą dawnego teatru, sprobować go zrekonstruować, często takie zabawy - zrobione z talentem! - przynoszą zaskakująco świeże rezultaty. Można przecież i inaczej - dobrać się do "Krakowiaków i górali", tak jak czyni się to na świecie w ciągu ostatniej dekady: skrajnie zmodernizować inscenizację, niechby zdumiewała, prowokowała. Ba, tylko nasze narodowe sceny musiałyby po pierwsze pamiętać o swoich obowiązkach, po drugie - zwyczajnie chcieć.

Obchody jubileuszu Bogusławskiego dobiegną końca za kilka dni. Chciałoby się, by pozostało po nich nieco więcej niż pamięć o świetnym pomyśle na historyczną instalację w Teatrze Narodowym i wydawanych właśnie dziełach Bogusławskiego. Mają być ładne, z rycinami. Tylko kto je zagra?