Masztalski miał w ręku wszystkie atuty offowego teatru. Niezwykły temat, czyli cztery polityczne zamachy, które wstrząsnęły porządkiem politycznym i wyobraźnią starej Europy. Niezwykłą, odartą ze światła dziennego i industrialnego blichtru przestrzeń starego browaru. Wreszcie niezwykłe rekwizyty - rewolwery, eksplozje bomb, a nawet przejazd cara Aleksandra II dorożką zaprzężoną w białego konia.

Reklama

Niestety, "Mord w domu Ipatiewa" rozpada się pod ciężarem teatralnych niezwykłości niczym domek z kart, a dialogi pobrzmiewają historycznym dokumentaryzmem w stylu dydaktycznych produkcji TVP z lat 70. ubiegłego wieku. Rozmach inscenizacji (wędrówki publiczności po dziedzińcu, po zdewastowanych salach browaru, wnoszenie i wynoszenie dekoracji) dosłownie zgasił intrygę.

Zamiast śledzić metamorfozy charakterów, trzeba było pilnować stóp, by nie gruchnąć na ciemnych schodach. Kiedy już udało się wsłuchać w wątpliwości zamachowców, porządkowi wyganiali z sali i napięcie pryskało. Poza tym analiza przekonań zabójców Aleksandra II, bolszewików mordujących rodzinę i Mikołaja II w 1918 roku, zamachowców na Rasputina czy Ferdynanda wydaje się po prostu błaha. Ot, często przypadek sprawia, że młodzi chłopcy używają broni.

Świetny był początek w interpretacji Michała Wielewickiego - bombiarza-anarchisty, lecz i konstruktora-fantasty myślącego nawet na pięć minut przed egzekucją o zbudowaniu aeroplanu. Zagrał człowieka marzącego o jakiejkolwiek ucieczce przed reżimem politycznym. Urzekała Anna Ilczuk jako arcyksiężna - kultura jedzenia ziemniaka to jedyna forma buntu, jaki mogła okazać bolszewickim oprawcom. Porażał maraton śmierci rodziny Romanowów, kiedy widzów stłoczonych w ciemnej wykaflowanej niczym prosektorium sali osaczały płomienie eksplodujące z luf rewolwerów. To kadry wzruszające. Ale spektakl w nas niewiele zmienił.

Reklama

"Mord w domu Ipatiewa" to kostiumowy show, w którym Masztalski pokazał, że bohaterowie feudalnej Europy także mieli swoje racje i byli żywymi ludźmi, a nie marionetkami. Podobnie prometeiści, rewolucjoniści, polityczni marzyciele - nie są urodzonymi mordercami. Lęk towarzyszy determinacji każdego z nich. Tylko że to wiemy z książek i filmów bez biegania późnym wieczorem po mieście.

"Mord w domu Ipatiewa" scenariusz i reżyseria Maciej Masztalski
Grupa Artystyczna Ad Spectatores we Wrocławiu
Premiera: 12 maja