Staram się śledzić wspólne działania Holewińskiej i Kowalskiego i nieraz przynosiło mi to wiele satysfakcji. W warszawskim Teatrze Studio, przepisując „Wichrowe wzgórza”, jak nikt inny w nowym polskim teatrze opowiedzieli o bolesnym styku kultury i natury. W „Ciałach obcych” w gdańskim Wybrzeżu odarli mit Solidarności z patosu. Ich najlepsze spektakle, utkane z popkulturowych inspiracji i zaskakujących skojarzeń, charakteryzują się gorącą temperaturą. Znać, że autorzy mówią o sobie, a przy okazji portretują swoje pokolenie trzydziestolatków.

Trwa ładowanie wpisu

Taką temperaturę ma również pierwsza część ich najnowszego dzieła. „Good Night Cowboy” powstał w koprodukcji wałbrzyskiego Teatru Dramatycznego z Teatrem Warsawy. Główną rolę gra tu wyłoniony w castingu Julian Świeżewski, niedawny laureat Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi, pamiętny dzięki kreacji Rogożyna w „Szkicach z Dostojewskiego” Mai Komorowskiej. Towarzyszą mu aktorzy z Wałbrzycha, zaprawieni dotychczas raczej w innych scenicznych stylistykach. To ciekawe spotkanie dla wszystkich stron, wliczając Kowalskiego i Holewińską. Tym bardziej że we wspomnianej pierwszej części widowiska udaje się wypracować wspólną nieoczywistą tonację. Bliską pastiszowi, mimo drastycznej treści, daleką od dosłowności. Chwilami fascynującą.
Bohater Świeżewskiego jest dalekim odbiciem roli Jona Voighta w filmie „Nocny kowboj” Johna Schlesingera i jej literackiego pierwowzoru z powieści Jamesa Leo Herlihy’ego. Młody aktor stawia na dezynwolturę postaci, na pęd do autodestrukcji, na testowanie siebie i partnerów. Jego kupiecko-seksualne relacje z klientami podszyte są grą w dominację, gdzie żadne reguły nie są dane z góry. Dramaturg Holewińska i reżyser Kowalski nie idą na szczęście w kronikę wypadków łóżkowych. Konfrontując kowboja Świeżewskiego z kolejnymi partnerami, tworzą prześmiewczą nieco panoramę współczesnego społeczeństwa w oderwaniu od konkretnego miejsca. A on sam wiele zawdzięcza „Mojemu własnemu Idaho” Gusa Van Santa, które staje się najważniejszym z odniesień. Ta sama pustka, podobne próby zagłuszenia samotności cielesną przyjemnością.
Reklama
Tyle że w owych odniesieniach, sumiennie wymienionych przez Holewińską i Kowalskiego, łatwo się pogubić. Czego tu nie ma – wymieńmy tylko „Skłóconych z życiem” Johna Hustona, "Chłopców z Dworca Zoo" Rosy von Praunheim, klasyczne płyty "Horses" Patti Smith i "Transforme" Lou Reeda. Być może dają przedstawieniu nastrój, ale skutkują też przesytem. Autorzy, przywiązani do swych pomysłów, zamiast jednego proponują w istocie trzy spektakle. Po świetnej pierwszej części przenosimy się do dzisiejszej Polski, gdzie jedynie słuszne siły dokonują linczu na granym przez Świeżewskiego geju i jest to trudna do zniesienia publicystyka. Potem dochodzi do konfrontacji ze starszym bratem (Włodzimierz Dyła), wyjaśniającej źródło życiowej traumy głównego bohatera. Nie dość, że owo rozpoznanie powala pretensjonalnością, to jeszcze przenosi spektakl w rejon banalnej i przewidywalnej psychodramy. W efekcie poszczególne fragmenty inscenizacji nawzajem znoszą się, unieważniają.
Reklama
Szkoda zmarnowanego przedstawienia. Pozostaje szukać poszczególności – ról Świeżewskiego albo Rafała Kosowskiego. Na nich się zatrzymać, o reszcie zapomnieć.

Good Night Cowboy | Julia Holewińska i Kuba Kowalski | reż. Kuba Kowalski | Teatr Dramatyczny im. Józefa Szaniawskiego w Wałbrzychu i Teatr Warsawy w Warszawie