Przedstawienia naszego reżysera cieszą się w Stanach ogromnym powodzeniem. Dwa razy prezentowana już była tu słynna inscenizacja "Madame Butterfly" Giacomo Pucciniego, wydarzeniem niemal politycznym stało się pokazanie opery o rewolucji francuskiej "Andrea Chenier" Umberto Giordana, którą - w związku z rocznicą wydarzeń 11 września - odczytywano jako artystyczny komentarz do tragicznych zamachów. Furorę zrobiło też inne przedstawienie Trelińskiego - "Don Giovanni" Mozarta z kostiumami Arkadiusa, które w tym sezonie, w listopadzie zostanie ponownie pokazane na innej scenie zarządzanej przez Placido Dominga - Operze w Los Angeles.

- Podziwiam talent Mariusza i wciąż jestem ciekaw, co nowego może pokazać w innych produkcjach. On zwraca uwagę na nowe obszary, znaczenia opery - zachwyca się inscenizacjami Trelińskiego Placido Domingo. - Uwielbiam ten specyficzny, nowoczesny sposób, w jaki myśli o operze. Dla mnie jego przedstawienia są niezwykle poruszające i szalenie muzyczne.

Premiera "La Boheme", to konsekwencja wspólnych planów legendarnego śpiewaka i polskiego reżysera, które sięgają najbliższych pięciu lat. Teraz przyszedł czas na jedną z najsłynniejszych oper Pucciniego, której realizację polskiego reżysera "The Washington Post" zapowiedział niedawno jako jedno z najważniejszych wydarzeń sezonu, stwierdzając jednocześnie, że "polski reżyser staje się ulubionym artystą Waszyngtońskiej Opery Narodowej".

Co tak urzekło Dominga w tym przedstawieniu? To, że dla Trelińskiego staroświecka opowieść o miłości stała się pretekstem do głębokiej refleksji nad współczesnym światem. Główna bohaterka "La Boheme" Mimi jest śmiertelnie chora na gruźlicę. Nasz reżyser, szukając inspiracji w artykułach Susan Sontag, wykorzystał ten wątek, by pokazać, jak widmo śmierci może przewartościować całe życie. Nie interesował go tani realizm - kankany, szampany i paryski światek belle époque, a bardziej to, że młodość i doświadczenie nie zawsze idą w parze.

Historia krótkiej miłości Mimi do Rudolfa w ujęciu Trelińskiego i z piękną scenografią Borisa Kudlicki bardzo spodobała się w Warszawie. Zwłaszcza nowoczesne ujęcie historii, która mogła się zdarzyć pod dachami Paryża, Nowego Jorku albo i Warszawy. Publiczność zachwyciła nie tylko strona muzyczna przedstawienia, ale i atmosfera, jakby rodem wzięta z filmów z Anną Magnani, oraz przemieszanie scenicznej konwencji z kadrami na wzór dokumentalnych obrazów.

W Waszyngtonie przygotowania do premiery "La Boheme" trwały kilka tygodni. Spektakl skrojony na wielką scenę Opery Narodowej w Warszawie należało zaadaptować na mniejszą salę Kennedy Center, w której odbędzie się premiera. Kierownictwo muzyczne nad spektaklami objął Emmanuel Villaume, muzyczny szef słynnego amerykańskiego festiwalu w Spoleto. W partiach solowych wystąpią zaś m.in.: słynna włoska sopranistka Adriana Damato (Mimi), jej rodak Vittorio Grigolo (Rudolf) - młody tenor robiący błyskawiczną karierę w świecie opery - oraz kalifornijska śpiewaczka Nicole Cabell jako Musetta. Autorem kostiumów jest Wojciech Dziedzic, a choreografię opracował Emil Wesołowski.

Spektakl pokazany zostanie w Waszyngtonie dziewięć razy. 23 września podobnie jak rok temu "Madame Butterfly" transmitowany będzie na żywo na wielkim telebimie pod Kapitolem dla tysięcy Amerykanów, którzy zbiorą się na słynnym deptaku Mall przecinającym miasto.











Reklama