Pawlak maluje "Dzienniki" od 1989 r. Debiutował na początku lat 80. jako członek słynnej Gruppy – formacji utworzonej przez sześciu malarzy z warszawskiej ASP. Poza nim byli to: Ryszard Grzyb, Paweł Kowalewski, Jarosław Modzelewski, Marek Sobczyk oraz Ryszard Woźniak. Stylistyka ich prac wpisywała się w europejski i amerykański nurt neoekspresjonizmu. Gruppowcom najbliżej było do niemieckich artystów z Neue Wilde, którzy wielkoformatowe płótna zapełniali plamami intensywnych, kontrastujących ze sobą barw.

Reklama

"Dzienniki" są rezultatem formalnych poszukiwań i fascynacji czystym kolorem (dominują obrazy białe, choć artysta maluje je także w wersjach: niebieskiej, czerwonej i biało-czerwonej). Biel ma dla Pawlaka wymiar transcendentny, jest początkiem malarstwa. Stawiane w bruzdach farby kreski oznaczają odliczanie czasu. Przypomina to mezopotamskie tabliczki z pismem klinowym – ołówek jest rylcem, za pomocą którego malarz tworzy notatki. "Dzienniki" Pawlaka są często porównywane do "Obrazów liczonych" Romana Opałki, będących wynikiem życiowej postawy tego malarza, podporządkowanej odmierzaniu i rejestrowaniu upływającego czasu. Pawlak podchodzi do tego zagadnienia symbolicznie: jego kreski mogą oznaczać minuty, godziny, dni lub inne czynności wykonywane w jednostkach czasu.

"Dzienniki" pokazywane w Milano różnią się od tych, które artysta wystawiał dotychczas. Nowością jest przerywanie kreskowego zapisu w dowolnym miejscu płótna. Obrazy w całości pokryte farbą były dotychczas znakiem rozpoznawczym tego cyklu. Tytuł wystawy podpowiada, że oglądamy prace niedokończone. Dlaczego więc artysta pokazuje półprodukt? Pawlak opowiadał kiedyś o pracy nad "Dziennikami" w ten sposób: "Na pewien czas znikam, nie ma mnie. Kiedyś potrafiło to trwać kilka godzin, ale teraz robię sobie takie święta kilkuminutowe".

Patrząc na dzieła w Milano, dochodzimy do wniosku, że to formalna zagrywka przewrotnego malarza. Skłonny do mitologizowania własnej twórczości Pawlak szuka nowego sensu malarskich zapisków. Dziennik malarski tak jak pisany w zeszycie nie zawsze jest usystematyzowany i skończony, nie wszystkie kartki trzeba wykorzystać. Spontaniczność i świadoma niedbałość tych obrazów powoduje, że sprawiają one wrażenie bardziej autentycznych i prywatnych zapisków niż dotychczas.

Reklama

Kameralna wystawa otwiera nowy rozdział w cyklu "Dzienników". Pawlak pokazuje, że malowanie nie jest dla niego powtarzaną uporczywie mantrą. Liczy się zabawa formą (rzeźbienie w farbie, wyciskanie jej na płótno) i zgadywanie, kiedy pisanie można zakończyć. Malarz podejmuje tym samym problematykę procesu twórczego. Nawiązując do anegdoty o Opałce, że za życia sprzedał on swoją ostatnią pracę, która jeszcze nie powstała, były członek Gruppy zastanawia się, jak będzie wyglądać jego ostatni obraz.

"Dzienniki niedokończone", Włodzimierz Pawlak, galeria Milano w Warszawie do 5 kwietnia