Ktoś mógłby pomyśleć, że scenariusz do tej belgijsko-francuskiej produkcji oparty jest na wątkach autobiograficznych. Nic bardziej mylnego! Schmitt w niczym nie przypomina nieszczęśliwego twórcy! "Sens pisarstwa widzę w celebrowaniu życia. Filozof chce zrozumieć życie, artysta chce je wielbić. Literatura nawet, jeżeli jest wypełniona smutkiem i rozpaczą - bo przecież o tym także piszę - pozwala wyjść na powierzchnię ku słońcu, ku światu. Wierzę, że uczuciem, które łączy mnie najsilniej z życiem i ludźmi, jest radość" - mówi w wywiadzie dla DZIENNIKA pisarz.

Daje temu wyraz także w swojej ostatniej książce pt. "Moje życie z Mozartem". Pisze w niej, że muzyka może pomóc wydobyć się z rozpaczy. "Nie mówię o nim (Mozarcie) jako o muzyku, mówię o nim jako o nauczycielu mądrości, pocieszycielu. Są takie chwile, kiedy nam się wydaje, że świat umiera, a to my umieramy dla świata. Wtedy pojawiają się ludzie, którzy przywracają światu smak, zapach. Mogą to być pisarze, muzycy, jedno dzieło" - mówi Schmitt.

A wie, co mówi. Niegdyś opiekował się w szpitalu ludźmi nieuleczalnie chorymi, umierającymi. To właśnie tam - jak twierdzi - nauczył się opowiadać historie. Był jak bohaterka jego bodaj najsłynniejszej książki "Oskar i Pani Róża", opisującej ostatnie dni małego chłopca chorego na białaczkę i opiekującej się nim starszej pani, wolontariuszki w szpitalu. Pani Róża pokazuje Oskarowi, w jaki sposób cierpienie i ból fizyczny pomagają przeżywać życie. Prosi chłopca, by ten pisał listy do Pana Boga. W ostatnim chłopiec pyta, gdzie mieszka Pan Bóg. Schmitt twierdzi, że znalazł adres. Na Saharze. Gdy zgubił się na pustyni i spędził noc pod gołym niebem, odnalazł wiarę.

Pytany, co według niego jest najważniejsze: wiara, nadzieja czy miłość, odpowiada: miłość. Tak niezłomna wiara pisarza w uczucie każe podejrzewać, że film, który wejdzie na ekrany w lutym przyszłego roku, będzie nie mniejszym sukcesem niż jego książki.





Reklama