To historia nastolatka, który marzy, by zostać muzykiem. Dołącza do podróżującej po Irlandii grupy The Mohawks, inspirującej sie legendarnymi rockowymi zespołami lat 70., takich jak T-Rex, czy The Glitter Band. I o to właśnie chodzi. Filmowcy tworząc fikcyjne historie, najczęściej starają się oddać hołd swoim idolom.

Reklama

Tak było m.in. w "Idolu" z 1998 roku, czy "U progu sławy" z 2000 roku. Obydwa otwarcie czyniły aluzje do prawdziwych artystów, choć pokazywały fikcyjnych muzyków. W bohaterze pierwszego z nich nie sposób nie rozpoznać Davida Bowie. W drugim na tapetę poszły Led Zepellin, The Who i The Eagles. Za sztandarowe dzieła gatunku uznaje się jednak filmy Erica Idle'a: "The Rutles: All you need is cash" i "The Rutles 2: Can't buy me lunch", w których były członek grupy Monty Pythona znakomicie parodiował Beatlesów. A to tylko kropla w morzu tych wyjątkowych produkcji.

Fikcyjne życiorysy i zmyślone dyskografie artystów z "widmowej płytoteki" to prawdziwa gratka dla fanów muzyki - zauważa DZIENNIK. A dla filmowców - nieograniczone wręcz możliwości.