Kropla jednak okazała się drążyć skałę i niemieckojęzyczne filmy o Winnetou blitzkriegiem zdobyły Europę. Wszyscy bez wyjątku podziwiali smagłego Francuza Pierre’a Brice’a, który zanim został Winnetou, grał Zorro i Jana Skrzetuskiego, oraz Amerykanina Leksa Barkera, który przed rolą Old Shatterhanda zasłynął kreacją Tarzana. Dawnych fascynacji adaptacjami książek najpopularniejszego niemieckiego pisarza nie kryje ani reżyser Lech Majewski, ani perkusista Kasy Chorych Mirosław Wiechnik. Zdaniem obu to znakomite przykłady kina młodzieżowego.

Nikogo nie drażniło to, że wódz Apaczów nawet po dwóch dobach w siodle był wypoczęty, świeży, pachnący - i co najważniejsze nie było na nim nawet pyłka kurzu. Siłą filmów Haralda Reinla, Hugo Fregonese’a, Alfred Vohrera i Haralda Philippa było bowiem doskonałe wyczucie intencji autora, który specjalnie z myślą o małoletnim czytelniku wyraziście kreślił biało-czarne postaci. Jednych mocno idealizował, innym zdecydowanie umniejszał.

Książki o Winnetou zrobiły karierę wszędzie poza Stanami Zjednoczonymi. Amerykanie mieli swoich czerwonoskórych bohaterów, a Siedzący Byk, Tecumseh czy Geronimo mieli nad importowanym z Niemiec czerwonoskórym rycerzem znaczącą przewagę - byli tworem historii, a nie fikcji. Filmowa seria o Winnetou jest szczytowym osiągnięciem niemieckiego westernu. W kreuz- lub erzatzwesternach rolę Dzikiego Zachodu grała najczęściej chorwacka Dalmacja, korzenie większości bladych twarzy sięgały kraju, "gdzie cytryna dojrzewa", a Indianie nie dość, że mówili po niemiecku, to jeszcze z nienagannym berlińskim akcentem.



Reklama