Wydany właśnie najnowszy krążek Williama Michaela Alberta Broada (bo tak naprawdę nazywa się Idol) "Happy Hollidays" zawiera 15 kolęd w nowych aranżacjach.

Wszystko wskazuje na to, że Billy, któremu w zeszłym roku stuknął piąty krzyżyk, postanowił zgrzecznieć. Symptomem zmian była już zeszłoroczna, nagrana po 12 latach przerwy płyta "Devil’s Playground". Album wprawdzie składał się z melodyjnych piosenek utrzymanych w punkowo-hardrockowej konwencji, okraszonych krzykliwymi wokalizami Billy’ego i drapieżnymi gitarowymi riffami Steve’a Stevensona - ale bardziej kojarzył się z dokonaniami z czasów komercyjnej, solowej kariery muzyka, znaczonej bestsellerowymi płytami "Billy Idol" (1982) "Rebel Yell" (1984), "Vital Idol" (1985), niż z okresu, kiedy występował z wywrotową brytyjską kapelą punkową Generation X (1976 – 1981).

Billy jest wierny stylowi disco-punk, który zrobił go sławnym i bogatym. Szczyt kariery blondwłosego Brytyjczyka przypadł na połowę lat 80. Idol, inaczej niż wielu jego kolegów z undergroundowej sceny, nie porzucił gitary i punkowych rytmów, lecz dorzucił do nich syntezator i wygładził aranże. Nadal wykrzykiwał protest songi, ale robił to przy akompaniamencie melodyjnej, wpadającej w ucho muzyki. Billy wyczuł potrzebę chwili.



Reklama