Z każdą stroną biografii poznawałem go lepiej i coraz słabiej pojmowałem, kim był ten człowiek.

Finał książki francuskich autorów o Janie Potockim to pogłosy samobójczego strzału, który rozsadził twarz autora "Parad", rozrzucając ją wraz z mózgiem po całej sypialni. "Przystąpił także ze świecą Konstanty i szuka oblicza - ale tego ani śladu nie było" - relacjonuje świadek odkrycia trupa. Ani śladu listu pożegnalnego, żadnego przesłania do potomnych. Znaleziono tylko "kilka karykatur dzikiej fantazji, świeżo biegłą ręką naszkicowanych".

Rosset i Triaire nie mają złudzeń, że rekonstruując życie tego oryginała, w gruncie rzeczy gromadzą rekwizyty i przebrania człowieka obdarzonego zmysłem parodii tak rozbuchanym, że nie był w stanie utożsamić się z żadną rolą. Dlatego wciąż je zmieniał. Przed przystąpieniem do pracy nad megaparodią i summą filozofii Oświecenia w jednym, "Pamiętnikiem znalezionym w Saragossie", Potocki napisał kilka "Parad". Były to sztuki dla teatrów dworskich ze stereotypową akcją i konwencjonalnymi postaciami. Ich intryga sprowadzała się do wariacji na ograne tematy, pełno tam zamian ról i przebieranek, często zaciera się granica między złudzeniem a rzeczywistością, snem a jawą. Trudno doprawdy oprzeć się uderzającemu podobieństwu z pełnym zmian kostiumów życiem Potockiego: życiem austriackiego kawalerzysty, posła patrioty w narodowym stroju kozackim (salony Warszawy nadały mu przydomek Czerkies), życiem paryskiego jakobina, tajnego agenta w Maroku, carskiego posła i innych.

Słowo "parada", jak doskonale wiedzą kibice futbolu i szermierki, oznacza również manewr obronny: odbicie piłki, odparowanie pchnięcia. Potocki doskonale broni przystępu do siebie.

Zmyślni autorzy - Rosset i Triaire zarzucają jednak taktykę zdzierania masek spychającą większość biografii w sentymentalizm. Nie kuszą czytelnika widokiem prawdziwego oblicza pisarza, skrywanego dotąd przed światem, zwłaszcza że sam Potocki wystrzałowo dowiódł, że w jego wypadku Witkacowskie "bebechy" znajdziemy na wierzchu. Czyż nie jest to doskonała definicja ekscentryka, który pomnaża swą obecność, projektując wciąż nowe obrazy samego siebie? Potocki był jednak do tego stopnia ekscentrykiem, że nie skupiał się na sobie, ale na otoczeniu, które uwielbiał wciąż zmieniać. W rezultacie zostawił imponujące dzieło etnografa, historyka, publicysty i ślady prowadzące bez wyjątku donikąd.

Biografowie przyznają, że nie wiedzą, kim ostatecznie był Potocki. Tak opisywano Potockiego przed stu laty, tak definiuje się go dzisiaj.

Francois Rosset, Dominique Triaire też są bezradni. Ale ich ignorancję można nazwać uczoną, bo stoi za nią gigantyczna praca w archiwach zwieńczona publikacją we wrześniu 2006 r. dwóch autorskich wersji "Pamiętnika znalezionego w Saragossie". Dotąd znaliśmy wyłącznie przekład z "zaginionego" (nieostatecznie, jak się okazuje) manuskryptu. Rosset i Triaire przytaczają mnóstwo nieznanych listów i relacji, ustawiają bohatera na panoramicznym tle, a są prawdziwymi znawcami Oświecenia, także polskiego. Ale im więcej odkrywają, tym bardziej są oszołomieni karnawałowym korowodem postaci, które łączy Jan Potocki, którego można określić mianem największego ekscentryka w dziejach Rzeczypospolitej.

Rosset i Triaire, zrezygnowawszy z prób znalezienia jakiegoś sedna osobowości Potockiego, stworzyli prawdziwą biografię - czyli napisali jego życie na nowo. Nietzsche mawiał, że życie to nieustanna zmiana masek. Tak właśnie żył Potocki. A francuscy autorzy znakomicie je „podpatrzyli”. Przypomnieli „przebieranki i przewroty” tego pisarza. W efekcie napisali książkę monumentalną i żywą zarazem. Książkę, którą czyta się doskonale. Jednym tchem.

Francois Rosset, Dominique Triaire „Jan Potocki. Biografia”, przeł. Anna Wasilewska, W.A.B, Warszawa 2006















Reklama