Opera Wrocławska po ćwierćwieczu powraca do wystawienia "Króla Rogera" Karola Szymanowskiego. Nową inscenizację w Roku Kompozytora przygotowuje słynny tandem reżyser Mariusz Treliński i scenograf Boris Kudlička.

"Król Roger" zabrzmi we Wrocławiu 30 marca. Próby rozpoczną się zaś w połowie lutego. Obsada jest już w większości znana. Zaśpiewają wybitni polscy artyści, a w partii Rogera wystąpią Andrzej Dober i Mariusz Godlewski. Dyrekcja Opery Wrocławskiej wierzy, że przedstawienie Trelińskiego odniesie sukces, rozumiany jako oswojenie publiczności z wciąż niedocenianą muzyką Szymanowskiego.

Tu nie powinno być obaw, bo akurat wrocławska scena radziła sobie z dorobkiem Szymanowskiego znakomicie.

Wprawdzie z pierwszą powojenną realizacją zwlekała aż do roku 1969 (balet "Harnasie" - 16 przedstawień), ale kolejne wystawienia dzieł wielkiego kompozytora zapadały na długo w pamięć widzów.

W 1982 roku, na stulecie urodzin kompozytora, podczas jednego wieczoru Opera Wrocławska zaprezentowała "Mandragorę", "Mity" i "Harnasi" w choreografii Teresy Kujawy, a w tym samym jeszcze sezonie - "Króla Rogera". W 2001 roku przygotowano przedstawienie baletowe do IV symfonii koncertującej, ponownie w inscenizacji i choreografii Teresy Kujawy. Wreszcie w 2006 roku we współpracy z organizatorami festiwalu Musica Polonica Nova zrealizowano znakomicie przyjętą premierę "Hagith" w reżyserii Michała Znanieckiego.
"Król Roger" wraca więc na wrocławską scenę po ćwierćwieczu.

Treliński przygotowuje operę specjalnie dla Wrocławia i nie będzie to przeniesienie legendarnej już inscenizacji z 2000 roku w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej. Dyrektor Ewa Michnik podjęła rozmowy z wybitnym reżyserem jeszcze w minionym sezonie, co zadaje kłam pomówieniom, jakoby Treliński miał przygotowywać tę inscenizację dla zapchania nadmiaru wolnego czasu, którym może dysponować po odejściu ze stołecznej sceny.

Według słów reżysera wrocławskie przedstawienie ma być "rewersem tego, co widzieliśmy w Warszawie". Chce odczytać utwór Szymanowskiego na nowo, sięgnąć do głębszych znaczeń tej niezwykłej filozoficznej opery.

Mogą pojawić się obawy, czy twórczość kompozytora nie jest dla dzisiejszej widowni zbyt trudna. Malejąca liczba wykonań jego utworów i nagrań jego muzyki wynika przede wszystkim z braku wiary w jego sztukę - trudną, ale genialną.

Szansą na zmianę jest ogłoszony Rok Szymanowskiego, który jednak - choć namaszczony uchwałą sejmową - nie ma szans na splendor, jaki towarzyszył choćby obchodom Roku Chopinowskiego. I nie chodzi o okrągłe, ale mało spektakularne daty - 125. rocznica urodzin, 70. rocznica śmierci. Po prostu Szymanowskiego się ceni, ale w dalszym ciągu nie docenia. Za mało słucha i tak naprawdę nie potrafi słuchać.
















Reklama