Na wystawie w Królikarni pokazano jego osobliwy autoportret z roku 1916, manifest artysty. Nazywa się "Idę ku słońcu". Przedstawiona postać jest naga, mocarna, o kształtach silnie zgeometryzowanych. Ma opuszczoną twarz i odchyloną ku górze maskę, zapewne znak zmiennej natury, zdolności artysty do przeobrażeń. W uniesionych dłoniach trzyma graniaste kształty - to pryzmaty, którymi rozszczepiać będzie światło słońca, przetwarzać je w inne barwy, w dzieła sztuki.

Reklama

"W tym autoportrecie wszystko jest symbolem"- mówi Joanna Torchała, kurator wystawy. - "Na przykład brązowy pas, po którym stąpa artysta, symbolizuje ziemię. Na ziemi opierają się mocno nogi twórcy. On zmierza ku słońcu. On sam, artysta, jest sztuką."

Dunikowski (1875-1964) był barwną postacią cyganerii artystycznej Krakowa, należał do kręgu stałych bywalców kabaretu Zielony Balonik. Przyjaźnił się ze Stanisławem Przybyszewskim, od którego przejął rozległą mitologię o roli artysty i wszechmocy płci w życiu człowieka. Został ukształtowany przez klimat przełomu XIX i XX wieku: niepokój, egzaltację i ciągłą gotowość do stawiania pytań o sens życia. Uważano go za człowieka niepohamowanego temperamentu - w porywie złości zastrzelił (w roku 1905) malarza Wacława Pawliszaka. Służył we francuskiej Legii Cudzoziemskiej. Blisko pięć lat spędził w Auschwitz, osadzony w obozie za to tylko, że był wybitnym polskim twórcą.

Znany jest przede wszystkim jako twórca kompozycji symbolicznych, opowiadających podniośle o tajemnicach narodzin, życia i śmierci - "Tchnienie", "Macierzyństwo", "Fatum". Ale jednocześnie był niezwykle uważnym obserwatorem ludzi. Portretował ich przez całe życie. Jeszcze jako student otrzymał złoty medal za dzieło, które weszło do historii sztuki polskiej: portret kolegi-malarza, Henryka Szczyglińskiego (1898). Model pokazany jest w pozie swobodnej, z rękami w kieszeniach, w półobrocie.

Reklama

Czuje się ruch, żywość, naturalność przedstawionego. Z tego samego okresu pochodzi portret matki - kobiety o ostrych rysach, twarzy surowej i poważnej. W rzeźbie wyraziście ujmującej charakter osoby portretowanej widać też uczucie portretującego. Wszystko to zawarte jest w architekturze bryły, nieuchwytnych drgnieniach jej powierzchni, które należą do świata rzeźby, a zarazem do ludzkiego ciała.

Oglądamy rzeźby, które powstawały w czasie ponad 50 lat. Pierwsze rodziły się w klimacie Młodej Polski, w kręgu cyganerii artystycznej Krakowa i Paryża. W późniejszych odnajdujemy poszukiwania artysty, który nawiązywał dyskretnie do różnych tradycji - do antyku, średniowiecza, nawet posągów asyryjskich. W dwudziestoleciu międzywojennym wykonywał portrety bogatych Amerykanek, dzięki czemu "miał na szampana i drogie lokale". Obok figur modnych dam stoi też na wystawie wizerunek biskupa Arkadiusza Lisieckiego. Hierarcha pokazany został w infule, w całym sztywnym liturgicznym majestacie, lecz jego twarz jest niezwykle żywa, wyrazista. W każdym portrecie Dunikowskiego czuje się przejmującą obecność portretowanego człowieka.


Portrety
Xawery Dunikowski
Królikarnia, Warszawa, do 30 kwietnia