Okoliczności są totalnie prowincjonalno-wakacyjne, ale sama wystawa pachnie najświeższymi instytucjonalnymi trendami z centrum, uczestnicy to creme de la creme sceny artystycznej, a prezentowane prace jeszcze przed chwilą oglądaliśmy w najważniejszych galeriach w Polsce. W "Wysokiej rozdzielczości" widać, że system mający na celu wprowadzenie pierwszoligowej sztuki współczesnej pod strzechy (a przynajmniej za mury zamków) zaczyna działać.

Reklama

Filmowe festiwale i imprezy rockowe od dawna jeżdżą za publicznością na wakacje. Sztuka robi to rzadziej. Wystawa w Reszlu, w samym środku warmińsko-mazurskiej krainy urlopowej, może być jaskółką zapowiadającą letnie pokazy nowej sztuki na Helu, w Karpaczu i Niechorzu. W projekcie "Wysoka rozdzielczość" chodzi jednak o coś więcej niż dowiezienie mieszczuchom na wakacje ich ulubionej współczesnej sztuki - malarstwa Radziszewskiego i Bogackiej czy anarchistycznych instalacji Janka Simona. Cały witz polega na tym, że prace pokazane na "Wysokiej rozdzielczości" nie są wcale importem z wielkiego miasta. Są na prowincji od dawna i tu już zostaną.

W gotyckiej sali zamku w Reszlu wisi obraz Laury Paweli. "Tu nie ma miejsca na sztukę" - pisze artystka na płótnie. Obraz (z 2004 roku) jest jednak podwójnie historyczny. Praca przedstawia wyświetlacz komórki, na którą przyszedł właśnie SMS wyżej wspomnianej treści. Komórka jest antyczna, pochodzi z zamierzchłych czasów, w których telefony wyświetlały na zielono i pokazywały ogromne piksele. Do przeszłości należy jednak nie tylko "medium", lecz również "massage". Powoli ubywa białych plam na instytucjonalnej mapie sztuki współczesnej, a w każdym razie likwidacja tych plam jest w planach. Ubywa miejsc, w których "nie ma miejsca na sztukę".

W malutkim Reszlu jest miejsce na Sasnala, Liberę, Żmijewskiego, Sosnowską, Althamera, Bodzianowskiego. Ta sama lista nazwisk mogłaby znaleźć się w katalogu Art Basel czy innych topowych targów sztuki. Wszystkie prace zostały kupione w ostatnich latach przez Podlaskie Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych. Takie towarzystwa - nawiązujące nazwą od XIX-wiecznej organizacji społecznej, która powołała warszawską Zachętę - powstały w całej Polsce. Pomysł rzucił pod koniec kadencji poprzedni minister kultury Waldemar Dąbrowski. Ministerstwo stworzyło wówczas program "Znaki Czasu" - fundusz przeznaczony między innymi na tworzenie kolekcji sztuki najnowszej. Zbieraniem prac miały zająć się właśnie regionalne Towarzystwa Zachęty. XIX-wieczne konotacje są tu nie od rzeczy, bo cały projekt ma pozytywistyczny smaczek jeszcze jednej pracy u podstaw: rozproszenia dobrodziejstw współczesnej sztuki po prowincji, stworzenie kolekcji lokalnych, ale posiadających centralną jakość i wymiar.

Reklama

To się może udać. W Reszlu oglądamy współczesny polski kanon - artystów z pokolenia trzydziestokilkulatków, którzy w podwójny sposób zdominowali krajową scenę sztuki: wciąż prezentowani są jeszcze jako "młodzi twórcy", a jednocześnie cieszą się już przywilejami klasyków. Muzeów, które będą tych świeżo upieczonych klasyków pokazywać, jeszcze nie ma, ale wkrótce mają powstać. Na razie trwa gorączkowe kolekcjonowanie, gra toczy się o to, kto i czym wypełni planowane, nowe centra sztuki. Jedni grają w kolekcję lepiej, inni gorzej.

Za Podlaską Zachętą stoi akurat jeden z najwytrawniejszych graczy w kraju - Galeria Arsenał w Białymstoku, instytucja cieszącą się renomą wysuniętej placówki nowej sztuki, promującej współczesnych artystów w niełatwych realiach konserwatywnej "ściany wschodniej". Wieloletnia dyrektorka Arsenału Monika Szewczyk lobbuje za stworzeniem w Białymstoku multidysplinarnego centrum współczesnej sztuki z miejscem na stalą prezentację kolekcji. Ma w ręku dobre argumenty, które pokazuje teraz w Reszlu. Lata systematycznego, czujnego zbierania, najpierw na rachunek Arsenału, ostatnio również Towarzystwa Zachęty teraz procentują kolekcją, która funkcjonuje na prowincji, ale nie ma w sobie nic prowincjonalnego.

Mało kogo brakuje na obowiązkowej liście obecności, a ton całej wystawy jest stosowanie krytyczny: antysemityzm, amerykański imperializm, feminizm, dziki kapitalizm, globalizacja, społeczne patologie, a także instytucjonalna krytyka samej sztuki... Pod gotyckimi sklepieniami postkrzyżackiego zamczyska hulają wszystkie główne tematy postnowoczesnej sztuki. Trafiają do kolekcji jeszcze gorące, co powoduje refleksję nad błyskawicznym tempem i łatwością, z jaką wywrotowe i prowokacyjne gesty współczesnych artystów ulegają instytucjonalizacji i muzealizacji, stając się nowym akademizmem. Ale to już zupełnie inna historia.



"Wysoka rozdzielczość"
Zamek w Reszlu, do 30 września