"Sztuka III RP to ja!". Katarzyna Kozyra oczywiście nigdy czegoś podobnego nie powiedziała. A jednak nie da się mówić o tamtej epoce bez opowiedzenia o Kozyrze, skandalistce, wrogu publicznym, autorce ikonicznych dzieł, marzycielce, artystce, której mnożące się wcielenia łączą się w figurze klasyczki współczesności. Kropką nad i w dotychczasowych burzliwych dziejach kariery Kozyry będzie retrospektywa w Narodowej Galerii Sztuki Zachęta.
Kozyra stała się najbardziej rozpoznawalną przedstawicielką generacji artystów, którzy weszli do sztuki po 1989 roku – choć była to sława wytykanego palcami wroga publicznego. Była dręczycielką zwierząt, ale również szokującą nową Olimpią, która fotografowała się w pozie kurtyzany Maneta, nago, na szpitalnym łóżku, wystawiając na spojrzenia widzów swoje wyniszczone chemioterapią ciało. Później dała się poznać jako podglądaczka zakradająca się z ukrytą kamerą do publicznej łaźni w Budapeszcie i wreszcie jako przebrana za chłopca, podstępna kobieta ze sztucznym penisem, filmująca niczego niepodejrzewających nagich mężczyzn.



W latach 90. nowa sztuka jawiła się jako transgresyjny potwór, monstrum, które przerażało wyglądem, a jeszcze bardziej skandalicznymi obyczajami. Dla tej "strasznej sztuki", która gwałciła wrażliwość widzów naturalistycznymi obrazami nagich ciał, chorób, cierpień i śmierci, nie istniało nic świętego. Zdemonizowane, karykaturalne wyobrażenie nowych praktyk artystycznych miało w powszechnej świadomości konkretną twarz, imię i nazwisko: potwór przybierał postać Kozyry.
Reklama
W pierwszej dekadzie III RP w sztuce polskiej dokonały się gwałtowne przemiany. Artyści sięgnęli po nowe, radykalne strategie, naruszając granicę dzielącą sztukę od rzeczywistości: zamiast malowanych na płótnie obrazów zaproponowali naturalistyczne fotografie i wideo, zamiast artefaktów – fakty, zamiast obiektu żywą akcję, interwencję w tkankę społeczną, działanie w przestrzeni publicznej, z daleka od galeryjnych "białych pudełek", gwarantujących bezpieczną umowność wystawianych w nich dzieł. Artystyczne "poszerzenie pola walki" nie obyło się bez oporu widowni, zaskoczonej, a nawet zaszokowanej tą nagłą inwazją sztuki na realny świat.
Reklama
W latach 90. scena sztuki stała się strefą konfliktu, który Zbigniew Libera z właściwą sobie błyskotliwością nazwał "zimną wojną artystów ze społeczeństwem". Bitwami tej wojny były kolejne artystyczne skandale. Casus belli dostarczyła zaś Katarzyna Kozyra, wystawiając w 1994 roku "Piramidę zwierząt", pracę, która wywołała burzę, nagonkę na artystkę i dyskusję o granicach sztuki oraz o tym, czy w owych granicach mieści się usypianie koni, wypychanie ich i robienie z nich instalacji.



O Kozyrze można jednak opowiedzieć zupełnie inaczej. Bohaterką tej alternatywnej opowieści jest artystka bezkompromisowo mierząca się z wielkimi egzystencjalnymi tematami: śmiercią, cierpieniem, ciałem, kobiecością, męskością, seksualnością. To także autorka prowadząca nieustanny dialog z europejską klasyką; z braćmi Grimm w "Piramidzie zwierząt", z Manetem z "Olimpii", z Ingresem w "Łaźniach", ze Strawińskim w "Święcie wiosny".
W przedsięwzięciach z pierwszej dekady XXI wieku Kozyra wchodzi na terytorium comedii dell’arte, teatru, opery, maskarady, karnawału, śpiewu bell canto, archetypicznych obrazów, mitów i baśni. W tej opowieści działalność rzekomej hujwejbinki, z której zbyt często usiłowano zrobić tanią sensację, okazuje się twórczością złożoną, bogatą w odniesienia i zanurzoną w tradycji kultury.
Jeszcze inna historia Kozyry to rzecz o artystce, która za pomocą sztuki osiąga wolność – nie daje się definiować z zewnątrz, lecz suwerennie decyduje, kim jest, staje się panią własnej tożsamości, obsadza się w kolejnych rolach, które sama dla siebie pisze. Jest więc kobietą, która w przebraniu nagiego mężczyzny wchodzi pomiędzy nagich mężczyzn w łaźni i niezdemaskowana wychodzi z nakręconym materiałem.
Jest jednak również Kozyrą z XXI wieku, która w projekcie "W sztuce marzenia stają się rzeczywistością" uczy się klasycznego śpiewu, jest diwą operową, cheerleaderką, tancerką, superkobietą, bohaterką baśni, Królewną Śnieżką z pracy "Opowieść zimowa" i jej bliską, siostrą, śpiewaczką, niewinną dziewicą w opałach z pracy "Opowieść letnia". W tej wersji historii Kozyra jest wreszcie reżyserką ekstrawaganckiego teatru swojej sztuki, organizatorką ekscentrycznej drużyny artystów–karłów znanej jako "Midget Gallery", artystką ciągle zmieniającą maski i kostiumy.



Na koniec narracja, w której Kozyra jest laureatką nagród, oficjalną reprezentantką Polski na Biennale w Wenecji, artystką, która na przekór otaczającej ją skandalicznej aurze była konsekwentnie wspierana przez publiczne instytucje – i która niepostrzeżenie z artystycznej rewolucjonistki stała się klasykiem współczesności. Ta historia ma swoją puentę w prestiżowej retrospektywie w Zachęcie.
Katarzyna Kozyra, rocznik 1963, jest jednak za młoda i zbyt niespokojna, by dać się zmuzealizować za życia. Świadczy o tym przygotowywany przez artystkę autobiograficzny film fabularny.



Świat Kozyry
Artystka o wielu twarzach. Nic więc dziwnego, że jej wystawa w Zachęcie (wernisaż 26 listopada) ma różne oblicza. To retrospektywa klasyczki współczesności. Na ekspozycji zobaczymy greatest hits, m.in. ikoniczne prace "Piramida zwierząt" i obie "Łaźnie" (męską i żeńską), monumentalne "Święto wiosny" oraz filmy składające się na projekt "W sztuce marzenia stają się rzeczywistością".
To także wystawa Kozyry o Kozyrze. Na ekspozycji pojawiają się dokumenty i archiwalia o kontrowersyjnej artystce. Cały pokaz pomyślany jest jako początek nowego projektu, casting na odtwórczynię głównej roli w planowanym przez artystkę fabularnym filmie autobiograficznym.