"Staram się spędzać jak najwięcej czasu z rodziną. Dlatego też chętnie podejmuję pracę we Wrocławiu" - mówi Gonera. Ostatnio gra w serialu "Warto kochać", do którego zdjęcia są kręcone właśnie w jego rodzinnym mieście.

Reklama

"Dzięki temu mogę więcej czasu poświęcić żonie i synkowi. W każdej wolnej chwili wyjeżdżamy poza Wrocław, by cieszyć się świeżym powietrzem i urokiem okolic góry Ślęży" - zdradza "Faktowi" aktor.

To jego żona Karolina Wolska i synek Teodor pomogli mu przetrwać najcięższy okres w życiu.

W marcu "Fakt" pisał o załamaniu nerwowym Roberta Gonery. Pewnego dnia gwiazdor zadzwonił po policję, przedstawiając się jako bohater filmu "Determinator". Mówił, że zgubił się w lesie i potrzebuje pomocy. Po odnalezieniu go przez funkcjonariuszy dziwnie się zachowywał, mylił fikcję z rzeczywistością. Odwieziono go do szpitala psychiatrycznego w Lublinie. Znajomi i rodzina byli w szoku - przypomina "Fakt".

Był bardzo zmęczony. Przez 80 dni nie opuszczał planu filmowego, a musiał stworzyć niezwykle trudną aktorską kreację. W szpitalu przebywał na szczęście tylko przez kilkadziesiąt godzin. Ale od tamtego momentu kompletnie usunął się w cień. Nie pojawiał się ani w filmach, ani w telewizji. Nie było go widać na oficjalnych spotkaniach i bankietach. Dochodził do siebie - podaje "Fakt".

Przez ten cały czas Robert Gonera jednak nie próżnował. Wręcz przeciwnie.

"Jestem pomysłodawcą i producentem pierwszego międzynarodowego festiwalu scenariuszowego Interscenario we Wrocławiu. Zorganizowanie tej imprezy zajęło mi sporo czasu i dużo energii. Jestem dumny, że zaproszenie przyjęli znakomici twórcy z Polski i nie tylko" - opowiada "Faktowi" aktor.

Gonera twierdzi, że cisza w mediach na jego temat spowodowana była również tym, że przesunęły się premiery produkcji, w których brał udział, m.in. "Determinatora" oraz teatrów telewizji - "Chryje z Polską" i "Sprawy Emila B.". "A bankietów raczej unikam" - mówi "Faktowi".