"Diabeł na progu” to pierwszy tom serii stworzonej przez Careya jako swoista kontynuacja niektórych wątków cyklu „Sandman”. W znakomitym komiksie Neila Gaimana Lucyfer za rebelię przeciwko Bogu został skazany na władanie piekłem. Jednak po milionach lat sprawowania piekielnych rządów postanowił porzucić swoje obowiązki. Znudzony i zmęczony swą egzystencją diabeł zamknął więc bramy piekieł na klucz i udał się na ziemię, by w Los Angeles poprowadzić ekskluzywny piano bar Lux.

Reklama

„Choć w »Sandmanie« był tylko postacią drugoplanową, nigdy nie wątpiłem, że w istocie jest gwiazdą” – pisze we wstępie do „Diabła na progu” Neil Gaiman. I rzeczywiście stworzony przez niego Lucyfer idealnie nadawał się na głównego bohatera oddzielnej serii komiksowej. Mimo to blisko dekadę zajęło Gaimanowi przekonanie do tego szefów wydawnictwa DC Comics. Decyzja o powołaniu do życia nowej serii musiała jednak zapaść, skoro siedziba wydawcy mieściła się wówczas przy nowojorskiej Fifth Avenue pod numerem 666.

Stworzeniem serii zajął się Brytyjczyk Mike Carey, przez Gaimana zaliczany obecnie do najbardziej utalentowanych scenarzystów komiksowych. Mimo niewielkiego doświadczenia (wcześniej pracował przede wszystkim przy mało znaczących projektach, takich jak obrazkowe opowieści o Ozzym Osbournie i heavymetalowej grupie Pantera) Carey nadał postaci Lucyfera wyjątkowy charakter. Nawiązał zarówno do tradycji biblijnych i „Raju utraconego” Johna Miltona, jak i do współczesnych przedstawień Szatana, charakterystycznych zwłaszcza dla hollywoodzkich superprodukcji w rodzaju „Adwokata diabła” czy „Harry’ego Angela”. Z pozoru bowiem komiksowy Lucyfer to elegancki, inteligentny i uroczy mężczyzna. W rzeczywistości to pozbawiony skrupułów cynik, mistrz manipulacji rozgrywający własną grę, w której ludzie (a także wszystkie inne istoty) są tylko bezwolnymi pionkami. Kieruje się przy tym swoistym kodeksem moralnym: uważa kłamstwa za poniżające i niegodne jego osoby, zawsze dotrzymuje danego słowa i spłaca zaciągnięte długi. Sam siebie ustawia poza dobrem i złem – robi bowiem tylko i wyłącznie to, co może mu przynieść korzyść. Jeśli więc decyduje się na współpracę z Bogiem (tak jak w otwierającej album opowieści „Diabelska alternatywa”), to tylko dlatego, że w zamian otrzyma odpuszczenie swoich poprzednich grzechów…

Neil Gaiman żartował, że publikacja „Lucyfera” doprowadzi do spalenia siedziby DC Comics przez fanatyków. Na szczęście nie było ku temu powodów, bo Carey unika pseudoreligijnych dywagacji i pokusy moralizatorstwa. Carey nie ma zresztą ambicji, by poprzez komiksowe plansze przekazywać jakąkolwiek filozofię. „Lucyfer” to bowiem przede wszystkim stojąca na wysokim poziomie rozrywka, zręcznie żonglująca motywami zaczerpniętymi z rozmaitych religii, mitologii i wierzeń. I choć komiks nie unika kontrowersyjnych tematów, cienkiej granicy między inteligentną prowokacją a bluźnierstwem szczęśliwie nigdy nie przekroczył.

Reklama

„Lucyfer. Diabeł na progu”, scenariusz: Mike Carey, ilustracje: Scott Hampton, Chris Weston, Dean Ormston. Egmont 2008