Popowy perfekcjonista, skandalista, uduchowiony śpiewak soul - przez ostatnie trzy dekady Prince pokazał nam niejedną twarz. Pomimo wyrazistego image’u, w przeciwieństwie do rówieśników: Madonny i Michaela Jacksona, autor "Purple Rain" w historii zapisze się głównie jako fenomen muzyczny. Choć nie zyskał statusu popkulturowej ikony ich miary, trudno przecenić jego wkład w rozwój współczesnych brzmień. Niezwykła ekspresja wokalna, wyczucie harmonii, maestria kompozycyjna, produkcyjne nowatorstwo, niezwykły styl grania na gitarze - talenty Prince’a można mnożyć bez końca. To artysta kompletny i, paradoksalnie, bogactwo jego spuścizny wciąż wydaje się trudne do ogarnięcia. W niedawnym plebiscycie magazynu "Rolling Stone" muzyk uznany został najbardziej niedocenionym gitarzystą wszech czasów. A przecież świat rocka to zaledwie peryferie jego purpurowego księstwa!

Reklama

"Jest wielu królów..." - mówiła cztery lata temu Alicia Keys, kiedy wprowadzała Prince’a do Rock’n’rollowej Galerii Sław. - Król Henryk VIII, król Salomon, król Tutanchamon, król Karol, trzech króli... Ale Książę jest tylko jeden.

Podczas specjalnego występu z New Power Generation na scenie towarzyszyli mu m.in. Beyonce i Jay-Z w "Crazy in Love" oraz OutKast w "The Way You Move". Te wszystkie amerykańskie gwiazdy muzyki hip-hop i r’n’b zgodnie twierdzą, że wychowały się na klasycznych albumach "Dirty Mind", "1999" i "Purple Rain" oraz do dziś wiele zawdzięczają Prince’owi. Podobnie Justin Timberlake, opowiadając o megapopularnym albumie "FutureSex/LoveSounds", przyznał: "Prince miał na mnie ogromny wpływ, to artysta idealny. Najbardziej cenię w nim to, że ustala własne zasady i robi muzykę po swojemu".

W tym roku Książę obchodzi 50. urodziny, co na pewno będzie okazją do licznych rewizji jego znakomitego dorobku płytowego. Pierwszy sygnał dali szefowie wytwórni Raster, pododdziału znanej klubowej marki K7, którzy zachęcili artystów z różnych zakątków sceny muzycznej, do nagrania nowych wersji piosenek Prince’a i pokazania ponadgatunkowego charakteru fenomenu tego twórcy. Autorzy kompilacji "Controversy" niestety zapomnieli, że nie każdy "kontrowersyjny" wybór jest wyborem właściwym. W obsadzie przeważają tym razem twórcy europejscy, co mocno warunkuje sposób odczytania muzycznej tradycji zza oceanu. Zakładając, że to posunięcie celowe, można się jednak było spodziewać, że tak różni twórcy jak mistrz dubstepu Kode 9, prowokacyjna electro-punkowa Peaches, melancholijna Stina Nordenstam czy house’owa gwiazda Rob Mello stworzą dla kompozycji mistrza z Paisley Park świeże i ciekawe konteksty i odkryją jego muzykę na nowo.

Reklama

Niestety większości z nich zabrakło luzu, brawury czy może zwyczajnie umiejętności i talentu, by wykorzystać wizjonerstwo Prince’a. Zamiast radosnej postmodernistycznej gry, zabawy konwencjami, celebracji songwriterskiego geniuszu dostajemy prace domowe odrobione na zaledwie dostateczny. Witalność, wieloznaczność, swoboda pierwotnych wersji ustępują miejsca wydumanym brzmieniowym konceptom jak w przypadku chociażby Stiny Nordenstam. Spośród radykalnych przeróbek na wyróżnienie zaskakują jedynie Blue States, które w easy-listeningowej aranżacji ładnie podkreśliło melodyczny czar "Alphabet Street". Najlepsze interpretacje pozostają jednak najbliższe duchowi oryginałów: soulowo-rockowe "She’s Always in My Hair" D’Angelo i bezpretensjonalne "Starfish and Cofee" Soulwax.

I można by gdybać, że Europejczycy po prostu nie rozumieją Prince’a, gdyby nie dokonania Daft Punk, Luomo czy młodego Szweda Juvelena, którzy purpurowe inspiracje błyskotliwie od lat wykorzystują w tworzeniu własnego stylu.