Fabuła powieści obraca się wokół niespełnionej malarki, Misty Wilmot, której życie z dnia na dzień zaczyna zmieniać się w koszmar osaczenia. Jej mąż tkwi w śpiączce po próbie samobójczej, a ona sama pada ofiarą demonicznego spisku, uknutego przez teściową i resztę mieszkańców wyspy Waytansea. Książkę można czytać też jako dialog z twórczością niedawno zmarłego Iry Levina, na którego książki Palahniuk wielokrotnie się powoływał.

Reklama

Tak jak w "Żonach ze Stepford" czy "Dziecku Rosemary" mamy zagubioną bohaterkę, zaocznie skazaną na klęskę w wyniku zmowy najbliższych jej osób.

O ile jednak Levin swoimi pozornie rozrywkowymi powieściami demaskował niewygodną prawdę o miejscu kobiety w społeczeństwie, o tyle w "Dzienniku" nieskładna fabuła staje się tylko pretekstem do zastosowania paru znanych już stylistycznych chwytów. Mamy więc encyklopedyczne wypisy z wiedzy ogólnej, lakoniczny, oparty na zdaniach kluczach styl i mniej lub bardziej drastyczne scenki rodzajowe. W innych książkach Palahniuka ten pisarski koncept gra jak marzenie, w "Dzienniku" konwencja ulega jednak wyczerpaniu, czemu nie pomaga czysto dekoracyjna fabuła i niedopracowane postaci. Jakby tego było mało, autor postanowił uraczyć czytelnika szeregiem prawd o niedoli artysty i bólu tworzenia. Te wplecione w narrację, poprzetykane epizodami z życia znanych malarzy sentencje o nierozerwalności aktu kreacji i bólu czynią powieść Palahniuka niebezpiecznie oczywistą.

Mimo wszystko "Dziennikowi" nie można odmówić jednego - jest on zaopatrzony w jeden z najlepszych powieściowych pierwszych akapitów ostatnich lat. Bo jak tu odłożyć książkę po przeczytaniu takiej frazy: "Telefonował jakiś mężczyzna z Long Beach. Zostawił na sekretarce długą wiadomość, mamrotał i wrzeszczał, (...) klął i groził, że zadzwoni na policję, żeby Cię zaaresztowała. (...) Ten człowiek, który dzwonił z Long Beach, mówi, że zginęła mu gdzieś łazienka".

Reklama

Dziennik

(Diary)

Chuck Palahniuk, przeł. Lech Jęczmyk, Niebieska Studnia 2008