Pochodzący z Liverpoolu Carey zyskał uznanie głównie jako scenarzysta licznych serii komiksowych. Dla renomowanego wydawnictwa Vertigo stworzył m.in. obrazkową adaptację powieści "Nigdziebądź” Neila Gaimana, kilkadziesiąt odcinków popularnego "Hellblazera” (zekranizowanego jako "Constantine” z Keanu Reevesem w roli głównej i - przede wszystkim - "Lucyfera” rozwijającego wybrane wątki legendarnej serii "Sandman”. Drugi tom tego cyklu "Dzieci i potwory” - to kolejna wyprawa Careya w świat przerażających japońskich demonów i bezwzględnej walki nieba z piekłem. Dalszy ciąg historii Lucyfera, który porzucił obowiązki władcy piekieł, by osiąść na ziemi, perfekcyjnie łączy nawiązania do rozmaitych mitologii i wierzeń z sugestywną, trzymającą w napięciu opowieścią grozy.

Reklama

To zresztą charakterystyczna cecha całej twórczości Careya: historie z pogranicza miejskiej fantasy i horroru, podlane gęstym sosem kryminalnej intrygi. Doskonały przykład takiego gatunkowego melanżu stanowi również jego debiutancka powieść "Mój własny diabeł”. Jej głównym bohaterem jest Feliks Castor, egzorcysta do wynajęcia. Z braku zleceń miast poskramiać zjawy i demony, musi zarobkować jako prestidigitator na dziecięcych przyjęciach. Do czasu jednak, gdy otrzymuje zlecenie wypędzenia ducha nawiedzającego londyńskie archiwum Bonningtona. Wypełnione tysiącami starych manuskryptów sale stały się areną nadprzyrodzonych zjawisk, których istoty będzie musiał dojść nasz bohater.

Akcja powieści rozgrywa się we współczesnym Londynie, która to metropolia jawi się u Careya jako punkt styczny nieznośnie zwyczajnej rzeczywistości i zaświatów. Cynicznemu Feliksowi Castorowi przeszkadzają w wykonaniu misji zarówno wyrafinowani kryminaliści i oprychy o twardych pięściach, jak i uwodzicielski sukkub oraz niebezpieczny loup-garou (z francuskiego "wilkołak”, tu: demoniczna krzyżówka człowieka ze zwierzęciem). Także i nadnaturalna aktywność ducha, którego zagadkę usiłuje rozwikłać egzorcysta, nie pozostaje bez związku z popełnioną w realnym świecie brutalną zbrodnią.

"Mój własny diabeł” nie oferuje w zasadzie żadnej odkrywczej literackiej abrakadabry, jakiej nie opatentowaliby wcześniej tacy luminarze popularnej fantastyki jak Neil Gaiman, Clive Barker czy nawet Stephen King. A jednak raz wziąwszy książkę do ręki, ciężko jest się z nią rozstać. Autorski debiut Brytyjczyka należy wyróżnić za ciekawie skleconą intrygę, humor, soczyste dialogi i pełnokrwistych bohaterów. Sam protagonista powieści jest postacią, niemogąca zostawić czytelnika obojętnym. Nieco zgorzkniały i zblazowany, trochę typ bogartowski, ale ze stosunkowo wysokim współczynnikiem nieudacznictwa. Castor miast powagi czy grozy budzi podszytą politowaniem sympatię, przez co w gildii egzorcystów mógłby raczej zająć miejsce w jednym szeregu z Johnem Constantine’em (bohaterem serii "Hellblazer” i filmu "Constantine”, w którym zagrał go Keanu Reeves), aniżeli po prawicy ojca Merrina z klasycznego filmu Williama Friedkina "Egzorcysta”.

Reklama

Pierwotnie wydana w 2006 roku powieść zapoczątkowała całą sagę o londyńskim pogromcy demonów. Anglicy poznali dalsze jego przygody w powieściach "Vicious Circle” i "Dead Man’s Boots”, a jeszcze w tym roku do wyspiarskich księgarń trafić ma kolejna - "Thicker than Water”. Odpowiedzialne za polską edycję "Mojego własnego diabła” wydawnictwo Mag ma w planach kontynuowanie cyklu na rodzimym rynku. Może więc i u nas nazwisko Mike’a Careya stanie się jednym z synonimów nowoczesnej fantastyki.