Współcześni wyznawcy idei Lenina oskarżają autorów "Indiany" o "ideologiczny sabotaż". Martwią się, że za sprawą filmu o przygodach podstarzałego archeologa - awanturnika, młodzież uwierzy w "wypaczoną wizję historii".

"Do naszych kin chodzą nastolatki, kompletnie nieświadome tego, co działo się w roku 1957. Po obejrzeniu filmu pomyślą, że chcieliśmy rozpętać wojnę atomową przeciwko Ameryce. A to kompletna brednia" - oświadczył Siergiej Malinkowicz. Lider organizacji Komuniści Petersburga i Obwodu Leningradzkiego żąda zakazu rozpowszechniania "Indiany" w Federacji Rosyjskiej. "Nie mozemy pozwolić, żeby podstępne kłamstwa Zachodu wpływały na naszą młodzież" - tłumaczy Malinkowicz.

Komuniści z rodzinnego miasta Putina już wcześniej dali się poznać jako zwolennicy cenzury. Na początku tego roku straszyli prokuraturą autorów filmu dokumentalnego o Leninie, który poddał w wątpliwość oficjalną, obowiazujacą w ZSRR wersję biografii wodza bolszewików.

Groteskowy wizerunek agentów KGB, dowodzonych przez fanatyczną Irinę Spalko (Cate Blanchett) scenarzyści "Indiany" zapożyczyli z B-klasowych filmów amerykańskich okresu Zimnej Wojny. Był to świadom zabieg, który miał podnieść walory komediowe filmu. Niestety, nie po raz pierwszy okazało się, że prawdziwi komuniści nie mają poczucia humoru. Towarzysz Malinkowicz, przekonujący, ze w 1957 roku jego ziomkowie nie uganiali się po Stanach Zjednoczonych za kryształową czaszką, mimowolnie stał się jednym z liderów kampanii reklamowej przeciętnego skądinąd, filmu Spelberga.





Reklama