Drivealone "Thirty Heart Attacks A Day"
Wyd. Ampersound/ISound, 2009
Ocena 5/6

------------------------------------------------------

Reklama

Gdyby nie sukces poznańskich Much dwa lata temu, projektem Drivealone prawdopodobnie nie zainteresowałby się nawet pies z kulawą nogą. I wcale nie dlatego, że jest słaby, czy nie warty uwagi. Maciejewski bowiem od wielu lat nagrywa utwory, które trafiają z reguły do szuflady albo do internetu. A wybrana przez niego stylistyka muzyczna nawiązująca do klasyków amerykańskiej alternatywy – Jawbox, Dismemberment Plan, Shudder to Think, Sunny Day Real Estate, Built To Spill – nie jest u nas szczególnie popularna. Najwidoczniej nadszedł czas na zmiany.

Reklama

Wydany przez niezależną wytwórnię Ampersand Records album „Thirty Heart Attacks a Day” oczywiście nie będzie strzałem na miarę „Terroromans” i nie załapie się na nią indie–młodzież. Na ma na nim chwytliwych piosenek po polsku: o miłości, o rozstaniach. Nie ma nawiązań do modnych brytyjskich zespołów oraz wdzięczenia się do panienek na koncertach. To raczej dojrzała i osobista wypowiedź sprawnego kompozytora, instrumentalisty, wokalisty, a nawet producenta, która brzmi wiarygodnie dzisiaj, ale właściwie mogłaby się ukazać dziesięć lat temu, a nawet za kilka lat nie straci świeżości.

W odróżnieniu od dotychczas opublikowanych własnym sumptem płyt, oficjalny debiut Drivealone to spójny i dopracowany w każdym calu album. Emocjonalny ton i muzyczny charakter nadaje mu otwierający „The Sickening” w sennej aurze shoegaze’u z przesterowanym brzmieniem gitar, rwanymi posthardcore’owymi riffami oraz rozmarzonym, delikatnym głosem wokalisty. Nieco bardziej dynamiczne, choć wciąż nie pozbawione nutki melancholii, są kolejne „Rough Measures Expected” i „Who’s Gonna Teach You?”. Jak to wszystko mogła nagrać jedna osoba?! Maciejowski zdołał nie tylko przełamać opór materii w studiu, ale też pokonać bariery językowe, trafiając takimi tekstami jak „Be a Soldier”, a przy okazji wcale nie kalecząc języka angielskiego. Najważniejsze jest jednak to, że w nowych utworach udało mu się wyrwać ze wszelkich ograniczeń stylistycznych i wypracować własny styl, kiedy np. mimo rockowego charakteru „Random Guilt Generator” czy „Makeshift Medicine” w tle rozwija się też nowoczesna oprawa elektroniczna, wzbogacona nawet instrumentami smyczkowymi!

Gdyby szukać jakiegoś odniesienia dla płyty „Thirty Heart Attacks A Day” oraz twórczości Drivealone, to byłby to ostatni album The Car is on Fire, który pokazał, że w polskiej muzyce jest jeszcze wiele do zrobienia, szczególnie w dziedzinie komponowania dobrych piosenek. Również do działalności m.in. Kristen, która konsekwentnie próbuje przeszczepiać na nasz grunt nieobecne nurty muzyki gitarowej. Szkoda tylko, że kiedy media i duże wytwórnie mierne i wtórne formacje Out Of Tune czy Kumka Olik kreują jako zjawiskowe, prawdziwe perełki mogą zostać niedostrzeżone.