Fotografują razem, żyją razem. Zuza Krajewska została obwołana przez magazyn "Elle" polską ikoną mody, Bartek Wieczorek jeszcze kilka lat temu prowadził przy Chmielnej butik z ciuchami własnego projektu i rzeczami młodych polskich designerów. Nie wyglądają jak gwiazdy: ona ma postrzępione blond włosy i chodzi w męskich koszulach, Bartkowi daleko do wystylizowanego modnisia. Razem tworzą najgorętszy polski duet fotograficzny. Lubią ich wszyscy: gwiazdy, bo zapewniają bezkompromisowe zdjęcia, o których się mówi. Kolorowe pisma, bo dają tę odrobinę szaleństwa, którą można zwabić czytelników. Poważne galerie, bo wreszcie pojawili się twórcy łączący modowy glamour z artystycznymi ambicjami. Środowiska alternatywne, bo Zuza i Bartek, zarabiając poważne pieniądze, godzą się też na mniej dochodowe propozycje.

Reklama

Właśnie opublikowali w "Vivie!" sesję Hanny Lis, stylizowaną na backstage’owe zdjęcia gwiazdy rocka (Lis nosi słynne kalosze Hunter, w których często daje się sfotografować Kate Moss). Jednocześnie we wrocławskim BWA niebawem pokażą fotografie androgynicznych modeli. Cykl nosi pożyczony od Morrisseya tytuł "I want to see boy happy". Z Zuzą i Bartkiem rozmawiamy przez telefon, na kilka minut przed ich wylotem do Lille, europejskiej stolicy kultury, gdzie otworzą kolejną wystawę. "Nie rozumiem, skąd wzięła się popularna opinia, że jesteśmy jakimś cudownym duetem. Bardzo ciężko pracujemy i po prostu staramy się w tej ciężkiej pracy nie zapominać o sobie. Nie mogę normalnie żyć, egzystować bez fotografii. Bartek, a ty? Kochasz swoją pracę? Odpowiedział, że nie wie. Uwielbiam go! Mówi, że nie robiłby tego codziennie, gdyby tego nie kochał. Ale czekaj, gdybyś mnie nie kochał, czy nie kochał fotografii?" - śmieje się Zuza.

Zuza (rocznik 1975) i Bartek (1980) mają talent, tupet i oko do szczegółów. Potrafią sprawić, że Beata Tyszkiewicz zakłada but na głowę i nie ma wątpliwości czy to dobry pomysł, po prostu wie, że to świetnie wypadnie na okładce pisma. "Zuza jest niezwykła, a Bartek podobny do Leonardo di Caprio, nie wiem, co on jeszcze robi po tej stronie obiektywu. Ubrali mnie w bąbelkową folię i szary papier, dałam się nawet spiąć z tyłu klamerką, żeby nie było widać zmarszczek!" - opowiada DZIENNIKOWI Beata Tyszkiewicz. Ale fenomenu Zuzy i Bartka nie byłoby, gdyby nie efekt środowiskowy. Większość gwiazd, którym robią zdjęcia, stoi przy tych samych barach co oni, chodzi na te same wernisaże i pokazy mody. Podobnie działa wielu innych artystów fotografików, którzy po pierwsze cenią sobie zaufanie, jakie panuje na palnie między modelem, a nimi, jak i dobrze rozumieją działanie rynkowych mechanizmów, szeptanego marketingu i konieczności "imprezowego PR-u". "Pierwsza nasza wspólna sesja była tematycznie związana ze <Shrekiem>. Ponieważ podkładałam w tym filmie głos Śpiącej Królewny, postanowiliśmy wykorzystać ten motyw. Biegałam więc z Zuzą i Bartkiem po Warszawie w ogromnej, zielonej sukni, z poduszką w ręce i grałam narkoleptyczkę. Wyglądałam jak wariatka, zasypiałam w różnych, dziwnych miejscach - to na słupie, to w muzeum. W McDonalds Zuza namówiła całą wycieczkę szkolną do wspólnych zdjęć. Stałam wśród gromady podekscytowanych dzieciaków i czułam się jak małpka w zoo. Ale sesja była pojechana, bardzo mi się podobała" - przyznaje DZIENNIKOWI Ola Kwaśniewska.

Jak wygląda praca Krajewskiej i Wieczorka od kuchni? Jak informuje dyrektor artystyczny jednego z najbardziej poczytnych kolorowych pism, jedna sesja duetu to koszt około 10 tysięcy złotych. Najpierw dokładnie omawiana jest koncepcja i stylistyka, podczas zdjęć zmieniają się tylko szczegóły. Ale jeśli w trakcie pojawi się pomysł na jakiś detal, Zuza i Bartek są bezwzględni w jego egzekwowaniu. "Ale Zuza ma taki charakter, że nagle może np. zapragnąć bluzkę z różowym guzikiem w paski. Ona musi to mieć w tej chwili i trzeba to wtedy znaleźć! Z drugiej strony nie ma w tym gwiazdorstwa, to jest dążenie do idealnego przełożenia wizji na zdjęcie" - opowiada Marcin Różyc, szef mody z miesięcznika "Exlusiv". Zupełnie inaczej wspominają pracę gwiazdy. Ola Kwaśniewska: "To jazda bez trzymanki". Małgorzata Niemen: "Ta para niesamowicie się zgrywa i uzupełnia, pomysły są pewnie wspólne, choć Zuza trochę bardziej dominuje, ogarnia całość. Generalnie ich twórczość to improwizacja".

Reklama

Magazynowych zdjęć Zuzy i Bartka nie byłoby, gdyby nie fotografia autorska, niekomercyjna. "Fotografia artystyczna była ze mną dużo wcześniej niż zdjęcia mody. To zresztą sztuczne rozróżnienie, bo fotografia komercyjna potrafi być bardzo interesująca, no właśnie - artystyczna. Generalnie uważam, że połączenie zdjęć nagich, homoseksualnych chłopców z "I want to see boy happy" i zdjęć do "Vivy!" czy "Gali" w jednej głowie jest zupełnie możliwe" - mówi Krajewska. Na Zachodzie nikogo to nie dziwi. David LaChapelle, Steven Klein, Mario Testino, Terry Richardson czy Anie Laibovitz - to tylko nieliczni z fotografów, którzy jednego dnia robią okładki "Vogue" czy "Vanity Fair", by w następnym tygodniu otworzyć wystawę w prestiżowej galerii.

Adam Mazur, który przygotowywał wrocławską wystawę duetu, jest krytykiem, historykiem fotografii, redaktorem pisma o sztuce "Obieg". "Zuzę spotkałem jeszcze zanim stała się znana jako autorka kultowych serii fotograficznych. Wystawiała wtedy w kawiarniach i teatrach jako absolwentka ASP z Gdańska. Gdy oglądałem jej prace w Teatrze Nowym i na Galerii Bezdomnej byłem przekonany o jej ponadprzeciętnym talencie. Pokazywała coś innego niż wszyscy. Mimo że ma wykształcenie akademickie, jej zdjęcia są niezwykle świeże. Razem z Bartkiem Wieczorkiem tworzy fotografie magnetycznie piękne, zglamouryzowane i surowe zarazem. Jest w tym charakterystyczna delikatność podszyta perwersją. Kiedy zacząłem pracować jako kurator, było dla mnie oczywiste, że na organizowanych przeze mnie wystawach nie może jej zabraknąć. Jej praca znalazła się na plakatach wystawy "Nowi dokumentaliści" w CSW Zamek Ujazdowski, stała się pewnego rodzaju ikoną".

Wrocławski pokaz "I want to see boy happy" nie będzie pierwszą prezentacją tego projektu. Wcześniej zdjęcia nagich mężczyzn wywołały sporo zamieszania w Bratysławie."Słowacja okazała się jeszcze mniej otwartym krajem niż katolicka Polska" - komentuje Wieczorek. "Pomogłem im zorganizować wystawę w Bratysławie, po to żeby sprawdzić, jak zadziałają na publiczność i krytykę te świetne, ale też kontrowersyjne fotografie. Projekt już na dzień dobry wywołał ogólnokrajowy skandal i stał się przyczynkiem do dyskusji o granicach tego, co w sztuce dozwolone. Jestem pewien, że we Wrocławiu publiczność jest bardziej otwarta niż w Bratysławie i projekt wzbudzi zainteresowanie, a nie sensację" - kończy Mazur.