„Nasza wewnętrzna menażeria”
Neil Shubin, przeł. Marcin Ryszkiewicz
Prószyński i S-ka
*****
Reklama
34,90
Reklama
__________________________________________________________________________________________________________________________________________________________

Mam za sobą dwa dni machania wielkim dwuręcznym młotem i przenoszenia ciężkich drewnianych instalacji z obawą, że zaraz pęknę i złożę się w pół jak scyzoryk. Dokładnie czuję konstrukcyjne niedoróbki swego organizmu. W krzyżu łupie mnie tak, jakbym był spasionym jamnikiem (mniejsza o przymiotnik, rzeczownik nie zgadza się na pewno). Przy najmniejszym wysiłku pieruńsko bolą nadgarstki; nawet teraz, gdy uderzam opuchniętymi palcami w klawiaturę. A wszystko dlatego, że kiedyś byłem rybą, a matka natura, jak to ma w zwyczaju, poszła na łatwiznę. Zamiast wymyślić mnie od zera w formie sensownie dostosowanej do nowych wyzwań, przysposobiła organizm, który miała pod ręką. A gdy się stawia na dwie nogi coś, co siłą rzeczy z wody na ląd musiało wypełznąć horyzontalnie, niezdarnie przytulone do ziemi, to późniejsza próba zwertykalizowania takiej istoty wspaniałym rezultatem skończyć się nie może.

Spójrzmy w oczy brutalnej prawdzie: nie jesteśmy jako organizm ani doskonali, ani nawet optymalni. Jesteśmy zwykłą prowizorką. Etapem przejściowym. To, co się sprawdzi, po optymalizacji trafi do nowego modelu – gatunku, który zastąpi człowieka, jeśli jakimś cudem nie powyrzynamy się wcześniej nawzajem. To, co zawiodło lub przestało być przydatne, na drodze ewolucji odpadnie. Jak ogon.

Reklama

„Nasza wewnętrzna menażeria” Neila Shubina realizuje obietnicę złożoną w podtytule: „Podróż w głąb 3,5 miliarda lat naszych dziejów”. Autor, profesor anatomii na uniwersytecie w Chicago, jeden z najwybitniejszych współczesnych paleontologów, odwiedza z nami głęboką przeszłość, by wykazać, jak to się stało, że dziś jesteśmy zbudowani tak, a nie inaczej. Wskazuje na podobieństwa między konstrukcją szkieletu człowieka a konstrukcją kośćca innych kręgowców, nawet tak od nas odległych, jak żaby i ryby.

To nie jest nowa myśl. Książkę można czytać jako hołd dla XIX-wiecznego anatoma sir Richarda Owena, którego geniusz polegał na tym, że porównując szkielety rozmaitych stworzeń, skupił się na podobieństwach. W ten sposób odkrył, że schemat jest zawsze ten sam, bez względu na to, czy dana kończyna to ręka, noga, skrzydło czy płetwa: jedna kość (ramienna lub udowa) łączy się z dwiema kośćmi, które z kolei łączą się z kilkoma kosteczkami, a te – z kośćmi palców (paliczkami).

Gdy jakieś 365 milionów lat temu pierwsze ryby wpadły na pomysł, by zażyć rozkoszy opalania się na plaży, natura nie wymyślała układu oddechowego od nowa. Zaadaptowała ten, który sprawdził się przy pobieraniu tlenu z wody. Stawiając na inteligencję jako atut zwiększający szansę na przerwanie, również nie wyważała otwartych już drzwi. Profesor Shubin zwykł zaczynać edukowanie swych studentów o układzie nerwowym człowieka od prezentacji układu nerwowego rekina – nie różnią się zasadniczo, nasz jest jedynie nieco bardziej skomplikowany. Gdy rozkroimy mózg człowieka, jaszczurki, ryby, łatwo o wniosek, że intelekt nie spadł nam z nieba. Wyczołgał się z wody.

„Nasza wewnętrzna menażeria” to książka napisana z pasją, jeśli jednak ktoś obawia się, że lektura tak bogata w naukowe treści mogłaby okazać się na dłuższą metę męcząca, polecam metodę, którą sam stosuję z powodzeniem, gdy obwody skwierczą z przeciążenia. Sztuka polega na przestawieniu zwrotnicy i czytaniu książki popularnonaukowej tak, jakby była czystą literaturą. Odkrywamy wtedy w niej walory, których najpewniej nie był świadomy sam autor. Spróbujmy: „Randy Dahn przyszedł do mego laboratorium z bardzo prostym i eleganckim pomysłem: potraktować zarodki płaszczek tak, jak Cliff Tabin potraktował kurze jaja”; „Związki między żywymi organizmami sięgają najwyraźniej bardzo głęboko”; „Trzymałem w każdej ręce połówkę czaszki i uważnie śledziłem pokrętny przebieg (...) nerwów (...). Po chwili zadumy rozejrzałem się dookoła. Był środek nocy, a ja siedziałem w laboratorium zupełnie sam – jeśli nie liczyć obwiniętych w płótna dwudziestu pięciu ludzkich zwłok. Po raz pierwszy – i ostatni – poczułem się bardzo nieswojo. (...) W anatomii ludzkiej głowy jest coś niepokojąco pięknego, wręcz hipnotyzującego; zapewne to właśnie wprawiło mnie w tak osobliwy nastrój”.

Perwersyjna przyjemność płynąca z takiej lektury bywa niezrównana. Proszę to jednak traktować jako bonus – książka Shubina jest świetna sama w sobie.

Zobacz i zamów książkę w sklepie LITERIA.pl >