Masowe zbrodnie zawsze fascynowały. Mimo szumnych deklaracji o kulcie życia, wciąż pasjonujemy się złem jako ukrytą właściwością natury ludzkiej. Dlatego w domowym zaciszu połykamy kryminały, krwawe horrory, a pisarze literatury faktu mają ręce pełne roboty przy opracowywaniu kolejnych tomów historii nazizmu czy biografii seryjnych morderców.

Reklama

A jednak zabójstwa popełnione w dwie sierpniowe noce 1969 roku przez bandę Mansona do dziś pozostają fenomenem pośród najbardziej okrutnych i najmniej zrozumiałych zbrodni, z jakimi miała do czynienia kryminalistyka – i ludzkość w ogóle. Dokonane na rozkaz fanatycznego założyciela sekty Rodzina morderstwa otworzyły w Ameryce dyskusję o końcu ery niewinności, krwawym odwróceniu pacyfistycznych, pełnych miłości haseł hipisów, uruchomiły dyskusję o kontrkulturach i kierunku ich rozwoju, wreszcie o nieprzeniknionych możliwościach wpływu jednego człowieka na drugiego. Sam Manson (wciąż odsiadujący karę dożywocia w kalifornijskim więzieniu stanowym) stał się bohaterem popkultury, do dziś aktywują się jego wyznawcy, a przemysł rozrywkowy zarabia krocie na sprzedaży związanych z nim gadżetów.

O tej bulwersującej sprawie napisano wiele książek. Ale „Helter Skelter” autorstwa Vincenta Bugliosiego i Curta Gentry’ego, i tak pozostaje pozycją wyjątkową. Przede wszystkim dlatego, że jeden z autorów – prokurator Bugliosi – był głównym oskarżycielem Mansona oraz jego wyznawców w najdłuższym i najkosztowniejszym procesie w dziejach amerykańskiego sądownictwa. Sprawę znał więc od podszewki; na jej rozpracowanie i proces poświęcił zresztą dwa lata życia, pracując po 100 godzin tygodniowo. Nie wiem, jaki wpływ miało to na jego sprawy osobiste, ale na literaturę faktu – znakomity. Mrówcza (i grożąca nawet utratą życia!) praca nad sprawą Mansona przełożyła się bowiem na dzieło wybitne. „Helter Skelter. Prawdziwa historia morderstw Mansona” to ponad 600 stron opowieści, którą spokojnie można przeczytać w dwa dni, bo nie sposób się od niej oderwać. Książka poraża drobiazgowością i rozmachem. A – co najważniejsze – subtelnością albo, mówiąc inaczej, stanem permanentnego zdziwienia wobec prezentowanych zdarzeń i teorii.

Bugliosi – mimo że w procesie guru Rodziny był głównym oskarżycielem – w książce pozostaje pisarzem. „Helter Skelter” składa się z kilku rozdziałów. Autorzy najpierw odtwarzają przebieg zdarzeń w dwóch feralnych domach w Los Angeles (willi państwa Polańskich i małżeństwa LaBianca) – ale początkowo przekazując czytelnikowi jedynie taką wiedzę, jaką policjanci mieli w dzień po każdym z zabójstw. Potem przedstawiają żmudne i porażające skalą odkryć dochodzenie, zatrzymanie sprawców, wreszcie szczegółowo relacjonują proces morderców i rekonstruują pełną wersję zdarzeń już na podstawie ich zeznań.

Reklama

Można czytać tę znakomitą książkę na wiele sposobów – jako relację z jednego z najgłośniejszych procesów karnych, jakimi żyła Ameryka. Jako kronikę pasjonata prawa (bo na każdej stronie widać, że Bugliosi to prawnik z powołania), który wierzy w moc Temidy. Zresztą książka tak drobiazgowo, a zarazem ciekawie tłumaczy zawiłości śledztwa i procesu, że powinna być lekturą obowiązkową dla każdego zainteresowanego działaniem amerykańskiego systemu sprawiedliwości. Wreszcie jako opowieść o szalonej końcówce lat 60. w Ameryce, kiedy to wojna w Wietnamie, nienawiść do establishmentu, psychodeliczna muzyka, narkotyki i mistyczne poszukiwania doprowadziły do stworzenia jednej z najbardziej chorych filozofii – helter skelter (dla Mansona oznaczało to wojnę czarnych z białymi, nowy Armagedon) i dały pole do działania jednemu z najstraszniejszych, najbardziej zagadkowych psychopatów w dziejach ludzkości. Koniecznie.