"Ferdydurke" ukazała się po raz pierwszy jesienią 1937 roku (dokładnie między 24 a 30 października) nakładem warszawskiego wydawnictwa Rój i wywołała skrajne reakcje. Jedni, jak np. Ludwik Fryde i Bruno Schulz od razu rozpoznali w książce Gombrowicza "zjawisko wstrząsające" i "rewelacyjną niespodziankę", inni, jak Stanisław Piasecki czy Ignacy Fik wyrażali się o niej z lekceważeniem lub oburzeniem.

Reklama

W opublikowanych niedawno "Kartkach z brulionów" Karola Ludwika Konińskiego znajduje się jego list do Kazimierza Wyki z 1942 roku, w którym wyznaje, iż w "Ferdydurke" znajduje "tylko i wyłącznie wścibskiego, okrutnego, pomysłowego podglądacza-smarkacza - bardzo zresztą na swój sposób subtelnego, który podpatruje z nienawiścią i ze złośliwą uciechą dorosłych".

W tym samym jednak czasie dzieło Gombrowicza wiodło już swój żywot utajony, z wolna awansując do rangi książki zbójeckiej, kształtującej postawy, obyczajowość, a nawet język sporej części polskiej inteligencji, utwierdzając ją w indywidualizmie i aspiracjach wolnościowych, dostarczając specyficznego "groteskowego" języka do opisu świata i siebie, prowokując powstawanie licznych, mniej lub bardziej udanych, "gombrowicziad" (termin Andrzeja Horubały) - od "Jeziora Bodeńskiego" począwszy.

Działo się tak pomimo nieobecności pisarza w kraju i braku nowych edycji "Ferdydurke" w powojennej Polsce. Stawiający na socrealizm i pryncypializm ideowy komuniści nie chcieli jej wydać, choć Gombrowicz (łudząc despotę) jeszcze w 1949 roku, w liście do Iwaszkiewicza, obiecywał napisać przedmowę "wykazując związki >Ferdydurke< z duchem przemian socjalnych w Polsce, a nawet z duchem »realizmu«, gdyż antynomiczna struktura tego utworu zapewnia mu efektywność we wszystkich koniunkturach politycznych".

Reklama

Nic to nie dało. Trzeba było roku 1956, aby ukazało się nowe, nb. zmienione przez autora, wydanie, które doskonale wpisywało się w odwilżową aurę i było czytane jako powieść antystalinowska avant la lettre. Równocześnie trwała międzynarodowa kariera "Ferdydurke", której pierwszy zagraniczny przekład (na hiszpański) ukazał się już w 1947 roku, potem zaś przyszły kolejne, w tym francuski i angielski.

Powieść obrastać też zaczęła górą uczonych rozpraw, inspirowanych często kolejnymi komentarzami samego autora, który uważał ją za swe podstawowe dzieło i wskazywał na jej powinowactwa z egzystencjalizmem i strukturalizmem. Na kolejną krajową publikację trzeba było jednak czekać aż do 1986 roku. Szczęśliwie w latach 80. pojawiły się też edycje nielegalne. Jedną z nich chłonąłem jako licealista, znajdując tam uzasadnienie dla swego nastoletniego buntu wobec komunizmu i polskości. Ale dopiero po 1989 roku powieść można było bez kłopotu znaleźć w księgarniach, tym bardziej że trafiła na listę lektur licealnych.

Edycja krytyczna "Ferdydurke", ustalająca ostateczny tekst utworu, jest w pewnym sensie definitywnym potwierdzeniem jej arcydzielnego i kanonicznego statusu w literaturze polskiej, ale równocześnie stanowić będzie odtąd nieodzowną i bardzo dobrze pomyślaną pomoc dla tych wszystkich, którzy zechcą się z dziełem Gombrowicza zmierzyć - jako badacze, ale też jako zwykli czytelnicy. Dzięki ogromnej, imponującej pracy Włodzimierza Boleckiego, otrzymaliśmy przecież rzecz niezwykle wartościową i ciekawą.

Reklama

Wystarczy powiedzieć, że do tekstu samej powieści, który zajmuje tu 240 stron druku, dołączony został prawie 600 stronicowy (sic!) komentarz, w którym znajdziemy m.in. dzieje powstawania "Ferdydurke", historię dokonywanych w niej przez autora (po 1937 roku) zmian, bardzo obszerne przypisy rozjaśniające niemal słowo po słowie tekst utworu, zbiór wypowiedzi Gombrowicza, pomysłowe indeksy i katalogi (np. indeksy postaci i wybór ferdydurkizmów, z których część weszła na trwałe do polszczyzny).

Rzecz kończy bibliografia "Ferdydurke" oraz obszerny artykuł Magdaleny Miecznickiej dotyczący hiszpańskich i francuskich tłumaczeń, z którego dowiedzieć się można, jak bardzo różnią się one (i to in minus) od wersji oryginalnej. Przypisy nie tylko pomagają rozwikłać gąszcz aluzji, z których utkana jest powieść. Są często miniesejami na temat całej twórczości Gombrowicza, bo - jak pokazuje Bolecki - znaczenie "Ferdydurke" polega i na tym, że, niejako w zalążku, tkwiły w niej pomysy wielu innych późniejszych dokonań jej autora.

Sporo tu też informacji i odkryć drobniejszych może, ale interesujących dla czytelników, jak np. że Młodziakowa początkowo nazywała się Piętakowa, czy że imiona bohaterów nowelek o Filidorze i Filibercie odsyłają do nazw paryskich ulic.

Najważniejsza oczywiście pozostaje uniwersalna problematyka „Ferdydurke”, z jej – jak chciał sam Gombrowicz - "zjadliwym protestem przeciw wtrącaniu ludzi w dzieciństwo", "nienawiścią, lękiem i wstydem wobec bezformia i anarchii" oraz z jej wciąż zachwycającym śmiechem i lekkością.
Ferdydurkiści - do księgarń!

Witold Gombrowicz, "Ferdydurke", wydanie krytyczne pod redakcją
Włodzimierza Boleckiego, WL, Kraków 2007.