Co prawda Ashbery przyzwyczaił nas do tego, że kolejne tomy publikuje często, w odstępach dwu-, trzyletnich - rzecz sama w sobie niezwykła, jeśli pamiętać, że w tym roku poeta skończy 80 lat. Jednak poprzedni zbiór "Where Shall I Wander" (2005), stał się dla wielu czytelników i krytyków swego rodzaju kulminacją jego późnej poezji, podsumowaniem wielu wątków i dopełnieniem bogatego dorobku poetyckiego. Świadczył o tym nie tylko elegijny ton wielu wierszy - obecny w wielu utworach z ostatnich kilkunastu lat - ale i wyrazistość poetyckiej wypowiedzi i nacisk położony na pojedyncze zdania. W sposób, myślę, dość czytelny amerykański poeta zmierzał tam do zamknięcia pewnych charakterystycznych dla swojej twórczości motywów, wyraźnie skracając zdanie i zmieniając dramaturgię przedstawienia, coraz częściej ograniczonego do kilku gestów rzuconych w stronę czytelnika.

Wydany właśnie zbiór "A Worldly Country" ukazał się nieomal bez zapowiedzi. 58 nowych wierszy, które czyta się z zapartym tchem, nieomal jak kryminał. Tom znakomity, bodaj czy nie najlepszy od czasu wydania "Flow chart" (1991); wyraźnie autobiograficzny i nostalgiczny, zwracający się ku przeszłości. Niewątpliwie Ashbery jest nadal mistrzem językowej medytacji, często meandrycznej i gubiącej własne tropy. Warto też jednak zwrócić uwagę na pojedyncze zdania, które nierzadko przybierają postać aforyzmu dającego się czytać niezależnie od wiersza. Sporo jest w "A Worldly Country" momentów odbicia, przeskoku od długiego wywodu do nagłej intuicji, poetyckiego skrtu, czasami skondensowanego tak silnie, że zdaje się tworzyć nową jakość w twórczości amerykańskiego poety.

Sporo takich pojedynczych zdań dotyczy samej poezji. Niektóre zaś wiersze ("Hungry Again", "A November") mają charakter minimalistyczny i nie zdziwiłbym się, gdyby zaczęto mówić o "nowej prostocie" poety. Prawdę mówiąc, najczęściej jest to prostota złudna. Faktem jest jednak, że muzyka nowych wierszy Ashbery'ego ma charakter kameralny i wyciszony. Jedną z przejmujących cech tomu jest powracające przekonanie o niemożności jednoznacznego wyrażenia siebie - jak choćby w wierszu "Imperfect Sympathies", kończącym się frazą: "do powiedzenia zostało aż tyle rzeczy". Oczywiście Ashbery zawsze podkreślał niekonkluzywność naszych narracji i wypowiedzi. Ale wcześniej czynił to trybem warunkowym i hipotetycznym. Teraz mówi o tym wprost, jak gdyby nie było go stać na kolejne robocze hipotezy.

"A Worldly Country" to również książka o tym, co niepodjęte - co mogło się zdarzyć, lecz nie zdarzyło, bądź też zdarzyło, ale w jakiejś innej, niedostępnej dla poety rzeczywistości. "Czas powrócić do tych szans/których się nie otrzymało", pisze Ashbery ("Promenade"); "to, czego nie ujrzeliśmy, było/wspaniałe", dorzuca w innym tekście ("To Be Affronted"). A zatem nie tyle podsumowanie, co rejestr rzeczy niebyłych, mogących się kiedyś wydarzyć, ale w rzeczywistości niedoszłych - choć teraz tym mocniej uświadamianych. Świadomość porażki? Czasu utraconego? Jeśli tak, to również instynktowne wezwanie do przeżywania życia w pełniejszy, bardziej intensywny sposób (flame on - "nie gaś płomienia", jak wykrzykuje poeta w poruszającym "Like a Photograph"). I tu już pojawia się język.

Odradzający się na nowo, odnajdujący bez końca nowe frazy, skojarzenia i idiomy, błyskotliwy w swej zwięzłości, a po chwili oszałamiający bogactwem długiej frazy rozwijającej się niczym paradna wstęga. Język, który jest wyrazem niebywałej intensywności przeżycia, i który chciałby poszerzyć chwilę teraźniejszą o jakiś nowy wymiar (przypominają się "Pokarmy ziemskie" Andre Gide'a - jedna z obowiązkowych lektur czytelników Ashbery'ego - książka o niezaspokojonym dążeniu ku pełni teraźniejszości, wyrażonym w słynnym apelu: "niech twoje widzenie będzie w każdej chwili nowe", tłum. M. Leśniewska). Oszałamiające jest owo napięcie pomiędzy czasem utraconym i czasem rzeczy, które mogłyby się zdarzyć, odnaleźć swój czas.

Nie widzę obecnie poza Ashberym poety, który dałby tej intuicji tak dramatyczny wyraz. Autor "A Worldly Country" proponuje nam poezję spójnego stylu - ale jednocześnie wygrywa w nim momenty świadczące o świeżości spojrzenia, a jeszcze w jego ramach potrafi mówić z nerwem, raz po raz łamiąc narzucane sobie rytmy i otwierając wiersze na ożywczą grę dysonansów. Podobną wrażliwość odnajduję w późnej poezji W. B. Yeatsa i Wallace'a Stevensa - reprezentowana przez nich tradycja jest Ashbery'emu chyba wyjątkowo bliska. On sam wypowiada w wierszu "For Now" słowa nader poruszające: "Tak naprawdę to tylko strzęp, fragment życia/na który chyba nikt inny nie zwrócił uwagi. A przecież nie sposób go pominąć/należy do scenerii, do tańca, na zawsze".









Reklama