Ignacy Karpowicz zastrzega, że jego nowa książka nie jest reportażem ani powieścią. To prawda. Nie znaczy to wcale, że pisarz zgrabnie prześlizguje się między tymi dwoma gatunkami. Jest wręcz odwrotnie, jakby autor dał się ponieść pisarskiej intuicji, która go zawiodła. Stąd też w "Nowym kwiecie cesarza" męczące dłużyzny, nudne wykłady historyczne, a z drugiej strony, wątki, które mimo że proszą się o rozwinięcie, zostają bez ładu i składu zakończone w najbardziej interesującym momencie.

Reklama

Książka stanowi zapis podróży do Etiopii. Karpowicz przekazuje nam wyrywkowe informacje o swoich afrykańskich przygodach. Czym kieruje się przy tej wyrywkowości - nie bardzo wiadomo. Na pewno nie myślą o czytelniku, bo przekazywane mu informacje nijak nie składają się w całość pozwalającą choć trochę zrozumieć Etiopię i jej mieszkańców.

Można oczywiście potraktować książkę jako prywatny pamiętnik z wyprawy, ale i w tej kategorii nie wypada ona najlepiej. Bo o ile naturalnym jest, że w pamiętniku odnajdziemy fascynującą jedynie samego autora opowieść o przerażającej groźbie deportacji z powodu braku wizy, po którą trzeba by się udać aż do Moskwy, o tyle trudno zrozumieć, dlaczego Karpowicz zapisuje również czołobitne pochwały na cześć Hajle Selasje.

Autor próbuje stanąć w opozycji do Ryszarda Kapuścińskiego, który opisywał Etiopię i jej ostatniego koronowanego władcę w znakomitym "Cesarzu". Z tego starcia wychodzi jednak znokautowany.

Reklama

Przez "Nowy kwiat cesarza" da się jakoś przebrnąć dzięki humorowi, choć Karpowicza śmieszą rzeczy specyficzne, często najbardziej go bawi on sam. Młody pisarz wpada w pułapkę samozachwytu nie po raz pierwszy - tak było również w "Cudzie", jego ostatniej powieści, gdzie najpierw wywołał między bohaterami niemal trzęsienie ziemi, a potem - uraczony własnym konceptem - nie napisał już nic wartego uwagi. Mamy oczywiście w "Nowym kwiecie cesarza" niezwykły koloryt Etiopii z jej zapyziałymi hotelami, taksówkarzami naciągaczami i żebrakami, którzy "traktują białego jak chodzący portfel". Otrzymujemy również opisy niezwykłych zabytków, głównie architektury sakralnej. Dowiadujemy się, czego skosztować, a jakich dań unikać i - w końcu - jak rozmawiać z upartymi urzędnikami. Tyle że to wszystko można odnaleźć bez trudu w przewodnikach turystycznych.

Książka Karpowicza jest, rzecz jasna, napisana ciekawszym, barwniejszym językiem. Za mało to jednak, aby mogła się obronić. Chełpliwe zapowiedzi autora, który w prologu oświadcza, że to lektura dla amatorów dojrzałych tekstów, pozostają więc jedynie niespełnionymi obietnicami.


"Nowy kwiat cesarza"
Ignacy Karpowicz, PIW 2007