Bo chociaż "Dolina Issy" to bildungsroman czasami absolutnie klasyczny, jest to także opowieść o końcu świata polskiego dworu. Rzecz o końcu tradycji. I ciekawa opowieść o utracie pierwszej ojczyzny, czyli Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Mieszają się tu zarówno świadectwa dojrzewania litewskiej odrębności i narastający konflikt narodów, jak i sprawy ważne z punktu widzenia indywidualnego dojrzewania bohatera: pierwsze przyjaźnie, sukcesy na polowaniu, wtajemniczenie w sprawy płci.

Miłosz wychowywał się u dziadków, rodziców matki. Kunatowie mieli majątek Szetejnie, który po powstaniu niepodległej Litwy znalazł się w jej granicach. Konflikt o Wilno włączone do Polski na skutek zamachu gen. Żeligowskiego zaostrzył napięte stosunki i doprowadził do dyplomatycznego impasu. Mieszkający na Litwie Polacy musieli podróżować do Polski nielegalnie, przedostając się przez zieloną granicę.

Sytuacja względnej izolacji kresowego dworu znakomicie została odwzorowana w powieści. Listy dochodzą tam rzadko, z ogromnym spóźnieniem, echa wielkich wydarzeń docierają z daleka, znacznie przytłumione i jedynie w związku ze sprawami rodzinnymi, a goście przybywają od wielkiego dzwonu, jedynie z bardzo ważnych powodów. Na pozór wydaje się, że mała kraina żyje jak przed wiekami, ale i tu zaczynają się zmiany. Rzecz wcześniej nie do pomyślenia: sprytna litewska dziewczyna doprowadza do małżeństwa z polskim szlachcicem. Ich syn najprawdopodobniej będzie się czuł Litwinem. A mały Tomasz (bohater powieści) nie stanie się dziedzicem, wyjedzie, porwie go daleki świat.

Obraz wykreowany przez Miłosza daleki jest od kresowej idylli. "Na ludzi spada jakiś dur" - mówi jeden z bohaterów, mając na myśli piekło narodowościowych konfliktów, które właśnie (a więc na początku lat 20.) się rozpętały i wciąż przybierają na sile. Przez wieki udawało się je utrzymać w ryzach, ale nadchodzą nowe czasy. Panowie przestają być wyższą klasą, a skoro tak - ożywają klasowe i narodowe waśnie.

Tło tych historycznych wydarzeń jest w "Dolinie Issy" jak najbardziej prawdziwe. Ale to oczywiste, że literacka fikcja bywa czasami bardziej przekonująca niż autentyczne wspomnienia.

I Miłosz jak nikt potrafił to robić. Dzięki temu opisał swoje wykorzenienie. Poeta wielokrotnie podkreślał, że czuje się związany z Wielkim Księstwem Litewskim, że jego polskość ma szczególny charakter. Często źle go rozumiano i w wielu momentach pojawiały się pretensje czy zarzuty.

"Dolina Issy" opowiada o utracie kraju lat dziecinnych, który po prostu przestaje istnieć w tej formie, z jaką poeta był związany. Przedwojenna niepodległa Litwa nie jest kontynuacją otwartości kulturowej Wielkiego Księstwa, a Polska bardzo często o tym dziedzictwie zapomina. Potem biografia Miłosza zostaje przecięta kolejną emigracją, czyli przymusowym wyjazdem z Wilna w latach 30. i przeniesieniem się do Warszawy. Dopiero później - w 1950 r. - Miłosz podejmuje decyzję o pozostaniu na Zachodzie. Poczucie utraty zaczęło mu towarzyszyć bardzo wcześnie, dlatego też była mu bliska formuła Europy ojczyzn zaproponowana przez Stanisława Vincenza, a nie koncepcja Europy państw narodowych, co stwarza przywileje dla większych, pozwala im rosnąć w siłę i podbudowuje nacjonalizmy. Do wizji "stuprocentowej polskości" związanej z przedwojenną narodową demokracją odnosił się Miłosz zawsze z najwyższą niechęcią.

W powieści pojawia się też wiele motywów charakterystycznych dla poezji Miłosza. Dojrzewanie oznacza tu utratę niewinności cielesnej. Mały Tomasz zna nagość dziewczęcą i kobiecą, ale gdy zaczyna dorastać, harmonia znika, płeć okazuje się zakazanym owocem, czymś strasznym i śmiesznym zarazem, co rani męskie poczucie wyższości. Wygasa też poczucie harmonii z przyrodą, pojawia się przeczucie złowrogiej siły biologicznej, która degraduje ludzki wymiar.

"Dolina Issy", książka tak bardzo związana z regionem Litwy kowieńskiej, to zarazem świadectwo bardzo ważne dla polskiej kultury. Spotykamy tu sporządzony stosunkowo późno, a więc z pietyzmem i dużą świadomością, zapis form życia rodziny drobnoszlacheckiej. Wiejskie dzieciństwo stanowiło przez wieki najbardziej typowy składnik wczesnej biografii kolejnych pokoleń. Dla polskiej kultury ta forma była kluczowa, bo dwór kształtował wzorce zachowań i dawał oparcie ruchom niepodległościowym. Tu biło serce tej kultury. Nadało to polskiej świadomości "pański", szlachecki rys i stanowiło - a być może w jakimś stopniu stanowi do dziś - o jej odrębności. Znalazło to nawet odbicie w języku, w stosowaniu formy "pan", "pani", której brak u naszych sąsiadów. Może też staliśmy się przez to nieco sztuczni i sztywni, z czym usiłował walczyć Gombrowicz. W rodzinie opisanej w "Dolinie Issy" nie walczy się za to z indywidualizmem i oryginalnością. Babka Tomasza nie lubi celebrować wspólnych posiłków, a więc każdy jada jak chce i kiedy chce. To nietypowe, ale możliwe.

Wiejskie dzieciństwo dawało zaplecze. Wiele spraw świata stawało się zrozumiałych dzięki bezpośredniej obserwacji. Tak się składa, że sama pamiętam z dzieciństwa dwór moich dziadków. W jakiejś formie jeszcze istniał, choć były to już lata 60. czy 70., a wokół PRL. Rozpoznaję wiele cech tamtego świata, przedstawionych w powieści Miłosza, choć inny był i czas, i region. Choćby faworyzowanie przez pana wybranych pomocników i zdobywanie w ten sposób ich zaufania i lojalności. Odkąd urodziły się moje dzieci, zadaję sobie pytanie: czy ktoś, kto nie poił w rzece koni, może mieć poczucie, że dotknął prawdziwego życia? Nie chodzi zresztą o konie, bo teraz można mieć własnego w stadninie. I nie o zające, psy czy tchórze. Chodzi o całość, o bezpośrednie doświadczanie świata. Współczesne dzieci spędzają czas w instytucjach wychowawczych i przed telewizorem. Bohaterowie amerykańskich filmów zamiast o zdarzeniach z dzieciństwa opowiadają sobie o ulubionych kreskówkach. "Dolina Issy" Miłosza to także historia o wiejskim dzieciństwie, które znika.



















Reklama