Terézia Mora, niemieckojęzyczna pisarka węgierskiego pochodzenia, autorka wydanej w Polsce rok temu powieści "Każdego dnia", w debiutanckim zbiorze opowiadań "Osobliwa materia" powraca do miejsc swego dzieciństwa. Przygraniczne tereny południowych Węgier stają się w jej prozie krainą zapomnianą przez Boga, choć sami mieszkańcy widzą to inaczej: "Prawdopodobnie ta okolica została stworzona przez Boga na próbę, tu trzeba jeszcze raz przejść przez najgorsze, zanim w końcu dotrze się tam". To Węgry B, środkowoeuropejski koniec świata. Miejsce znane chociażby z powieści László Krasznahorkaia - ta sama beznadzieja, ten sam powolny rozpad, deszcz padający przez 10 miesięcy w roku, wiatr i wszechobecne błoto. I szaleństwo wdzierające się bezpardonowo w głowy mieszkańców tego piekła na ziemi.

Bohaterowie opowiadań Mory przyzwyczaili się do takiego życia, wszak w ich świecie "szaleństwo to powszechna choroba", niemal codzienność, podobnie jak ubóstwo, kalectwo, kazirodztwo czy umieranie. Największą życiową umiejętnością pozostaje zatem nieprzekroczenie cienkiej granicy, za którą czai się to, co najgorsze.

"Granica" to słowo klucz do świata "Osobliwej materii", rozciąga się między obłędem a normalnością oraz życiem i śmiercią, która tutaj jest groźbą zbywaną wzruszeniem ramion - choć nie można jej okiełznać, da się do niej przywyknąć.
Jednak główny temat zbioru stanowi granica między dzieciństwem a dorosłością. Mora wybiera bowiem na swoich bohaterów ludzi młodych - już nie dzieci, jeszcze nie całkiem dorosłych. Nie bez bólu przechodzą ze świata magii i (mimo wszystko) pewnej niewinności w cyniczną i okrutną dojrzałość.

Wyposażeni w naiwne marzenia cierpią z powodu wyobcowania i już na samym starcie ponoszą klęskę, ich ucieczki okazują się nieudane, ich życiowe wybory nietrafione, zaś ideały szybko stają się powodem do kpin. Tęsknią za ciepłem i miłością, choć nie umieją tych wartości ani dostrzec, ani też określić. Zupełnie jak jednooki Kelemen, głupawy chłopak z tytułowego opowiadania, który wszędzie targa ze sobą rower, choć nie umie na nim jeździć. W tej rzeczywistości wszyscy zachowują się w podobny sposób - gorączkowo starają się uporządkować swoje życie, ale nie dołączono do niego instrukcji obsługi.

Ten wewnętrznie pęknięty, zepsuty krajobraz Mora opisuje w adekwatny sposób - język jej opowiadań jest rozedrgany, rwany, niespójny. Pozornie prosty niczym dziecięca obserwacja, złożony z krótkich zdań, nierzadko samych równoważników, a zarazem zaskakujący metaforyką, szalony, rozbuchany, galopujący naprzód ("Moje myśli są zbyt szybkie, nie nadążam za ich zapisywaniem" - mówi jedna z bohaterek).

To właśnie język skupia na sobie uwagę czytelnika - fabuła, nieraz nadzwyczaj pretekstowa i błaha, schodzi na drugi plan. Najważniejszy jest sposób opowiadania - język zawłaszcza sobie pozostałe zmysły, teksty nasycone są szczegółowymi obserwacjami, zapachami, melodiami, niemal dotykalnymi kształtami i przenikliwym zimnem. Terézia Mora kreuje w ten sposób zaskakujący świat - pusty, a zarazem aż pęczniejący od doznań, brutalny, a jednocześnie po dziecinnemu magiczny. Osobliwy.












Reklama



Osobliwa materia
Terézia Mora, przeł. Elżbieta Kalinowska, Czarne 2007