Dla literatury odkrył go Paul Bowles. Ów niepokorny pisarz, który po II wojnie światowej opuścił rodzinny Nowy Jork, by do śmierci mieszkać w Tangerze, poznał Mrabeta w roku 1965. Zafascynowany jego opowieściami, nagrał je na taśmy, przetłumaczył i sprawił, że zrobiły furorę w światku amerykańskiej bohemy. Tak rozpoczęła się kariera Mohammeda Mrabeta, jednego z najważniejszych twórców marokańskiej literatury. „Miłość za kilka włosów” to jego debiutancka powieść.

Reklama

17-letni Mohammed jest dzieckiem ulicy. Ma wprawdzie rodzeństwo i ojca, ale żyje pomiędzy domem a hotelem, w którym pracuje. Kiedy wraca z odwiedzin u rodziny, dostrzega Minę, kiedyś koleżankę z podwórka, dziś piękną kobietą. Nie mogąc liczyć na odwzajemnienie swoich nagle rozbudzonych uczuć, chłopak udaje się do wiedźmy, by ta czarami rozbudziła w wybrance tytułową „miłość za kilka włosów”.

Zanurzona w lokalnych legendach historia miłości Miny i Mohammeda swą prostotą przypomina raczej przypowieść niż epicką narrację. Pisarz skupia uwagę na magicznym wątku tego melodramatu. Uczucie, które znachorka wywołuje w dziewczynie, naznaczone jest fałszywym blaskiem, wybucha gwałtownie, lecz gdy dogorywa, staje się niebezpieczne. Przyczyną końca namiętności jest rozdarcie pomiędzy Wschodem a Zachodem, między tradycją ojców, a nowoczesnymi modami przywożonymi do Afryki przez wszędobylskich Anglików i Amerykanów. To właśnie konfrontacja obu kultur stanowi najciekawszy wątek powieści. „W dniu, kiedy się ożenisz, możesz się ze mną pożegnać” – mówi do Mohammeda starszy Anglik, właściciel hotelu, w którym ten mieszka i pracuje. Relacje między nimi nie są jednoznaczne. Mrabet dyskretnie sygnalizuje homoerotyzm ich relacji, wspomina o wspólnym nocowaniu, posiłkach, o tęsknocie właściwej kochankom, nie zaś pracodawcy i pracownikowi. Relacja między człowiekiem Zachodu i Wschodu ukazana jest z jednej strony jako więź niemalże ojcowska, z drugiej jako stosunek truciciela i jego ofiary. To David bowiem uczy Mohammeda hedonistycznej rozrzutności i korzystania z używek. Bowiem ten, który w relacji obu mężczyzn pełni funkcję mentora, jest zarazem ignorantem, którego świat arabski bawi tym bardziej, im mniej rozumie z jego sekretnych rytuałów.

„Miłość za kilka włosów” to nie tylko historia o podważeniu wielowiekowej tradycji. Opowieść o nastoletnim chłopaku to też lustrzane odbicie losów samego Mrabeta, który od wczesnych lat pracował fizycznie, a po spotkaniu Paula Bowlesa stał się gościem literackich salonów. Czy dla ich bywalców (choćby Tennessee Williamsa czy Jeana Geneta) nie był przypadkiem tym samym, kim młodzieniec dla starego Davida – egzotyczną atrakcją z wciąż niewinnego świata? Czytając powieść Mrabeta, trudno oprzeć się takiemu wrażeniu. Podobnie zresztą jak przekonaniu, że obcuje się z dziełem, którego autorstwo przypisać można zarówno marokańskiemu artyście, jak i spisującemu jego opowieści Bowlesowi. Bo „Miłość za kilka włosów”, choć urokliwa i zanurzona w afrykańskiej rzeczywistości, jest skrojona na amerykańską modłę. Ascetyczna fraza i wycyzelowana prostota ma imitować styl klechdy opowiadanej przez staruszka gdzieś na progu marokańskiej kafejki.

Reklama

MIŁOŚĆ ZA KILKA WŁOSÓW

MOHAMMED MRABET

przeł. Paweł Lipszyc

Wyd. Świat Książki, Warszawa 2008