Otto, chyba słusznie, przyjął perspektywę jak najbardziej otwartą i wielokształtną. Próbował spojrzeć na Maklakiewicza z różnych stron. Zebrał w swej książce wspomnienia o aktorze, poddał analizie jego filmowe role, umieszczając je w kontekście biograficznym i psychologicznym, w końcu wplótł w narrację garść anegdot. I tych, których Maklakiewicz (wraz z nieodłącznym Janem Himilsbachem) był bohaterem, i tych nierzadko konfabulowanych, które sam uwielbiał opowiadać przy kawiarnianych stolikach. A jednak, z tego patchworku, kolażu oświetleń, prawdziwa twarz Maklakiewicza jakoś nie chce się ukazać. Nie udało się zeskrobać z pomnika utrwalonej czasem patyny legendy. Otto ledwie fenomenu Maklakiewicza dotyka. Zamyka go raz w anegdotycznych symbolach, raz w akademickich analizach, raz w drobiazgowych streszczeniach scen z jego udziałem – tych kultowych, jak i tych zupełnie marginalnych. Zatacza nad Maklakiewiczem kręgi, udowadnia tezy, które wcale dowodów nie wymagały. Porusza się dość chaotycznie po naszkicowanej naprędce mapie. Mnoży dziesiątki przykładów i odcieni malowniczości Maklakiewicza, wciąż poszukuje w nim immanentnej ambiwalencji, ale zatrzymuje się na wnioskach najbardziej powierzchownych. Nawet spośród setek anegdot przytacza zaledwie garstkę, te najpyszniejsze pomijając. Właściwie w każdym rozdziale powtarza, że aktor był mistrzem epizodu, że zagrał setki drugo- i trzecioplanowych ról, że prywatnie zespolił się z czasem z wizerunkami najbardziej charakterystycznych swych bohaterów. Wyłania się z tego wszystkiego dość mglisty, utrwalony w świadomości obraz.

Reklama

Poszczególne rozdziały tej książki sprawiają wrażenie raczej odrębnych szkiców do portretu niż elementów spójnej całości. Otto pisze o Maklakiewiczu jak o bon vivancie, omawia jego karierę teatralną, początki w filmie, daje złotą dziesiątkę najlepszych epizodów, pokazuje wcielenia w adaptacjach literatury, pasje muzyczne, role wojenne, te zagrane w duecie z Himilsbachem, te w których zagrał poniekąd samego siebie, oddzielnie pisze o roli alkoholu w życiu bohatera. Taki porządek przeprowadzony niekonsekwentnie powoduje w efekcie wrażenie bałaganu, prowadzi do podejmowania w innym miejscu wątków niespodziewanie wcześniej zasygnalizowanych i porzuconych, a w efekcie do powtarzania wciąż tych samych tez. Otto co chwila wyjmuje Maklakiewicza z szuflady jego najbardziej typowego ekranowego wizerunku: ekscentryka, drobnego cwaniaczka, sympatycznego pijaczka, by za chwilę na powrót go do niej włożyć. Demaskuje legendy i mity, by się ich sile ostatecznie poddać. To duża wada tej książki. Ale dostajemy też dzięki niej przewodnik nie tylko po tych największych i najlepiej pamiętanych rolach Maklaka w "Rejsie", "Salcie", "Rękopisie znalezionym w Saragossie", "Wniebowziętych", ale także tych niezliczonych, zapomnianych epizodach z bodaj największym, genialnym w "Polskich drogach". Potoczny wizerunek aktora, marnującego z wdziękiem talent w kawiarniach, topiącego frustrację w alkoholu, udaje się momentami przełamać obrazem wrażliwego faceta, który nie potrafił odciąć pępowiny od ukochanej matki i który przed Wigilią nie umiał zabić karpia. Za mało jest tu jednak takich obrazków, a za dużo akademickich rozbiorów, cytowania całych scen i dialogów, z których niestety niewiele wynika.

"Ludzie polskiego kina: Zdzisław Maklakiewicz";
Wojciech Otto;
Biblioteka "Więzi"; Warszawa 2008