Hedi Kaddour „Waltenberg”
tłum. Małgorzata Kozłowska
Wydawnictwo Literackie
cena 56 zł
Reklama
_____________________________________________
Reklama

Książce Kaddoura towarzyszy onieśmielająca fama. Nad Sekwaną okrzyknięto „Waltenberg” oczekiwanym od kilku dekad „le grand roman francais”, porównywano do dzieł Dumasa, Prousta, Manna oraz Tołstoja i nominowano do Nagrody Goncourtów. Książka wygrała też plebiscyt magazynu „Lire” na powieść 2005 roku i brylowała na listach bestsellerów. Dobre sobie, powie ktoś – ileż to razy wydawcy mamili nas takimi zachętami, które w konfrontacji z lekturą okazywały się niewiele wartymi reklamiarskimi wydmuszkami? Te uwagi nie dotyczą „jednak Waltenbergu”.

Powiedzieć, że godziny spędzone nad 700-stronicowym dziełem urodzonego w Tunisie pisarza nie były czasem straconym, byłoby półprawdą. Po raz pierwszy od wielu miesięcy miałem wrażenie, że czytam autora, który garściami czerpie z dziewiętnastowiecznej epiki, nawiązuje do największych osiągnięć tradycyjnej prozy mieszczańskiej, ale nie robi tego dla czczej zabawy konwencją i gry z czytelnikiem, co skołowaceni krytycy zwykli nazywać postmodernizmem. Jest w powieści 64-letniego Francuza rozmach „Wojny i pokoju”, klaustrofobiczna atmosfera kafkowskiego „Zamku” oraz filozoficzna głębia „Czarodziejskiej góry”. Jest także – a może przede wszystkim – echo rozmaitych „izmów”, które jak walec przetoczyły się przez minione stulecie.

Fabuła ogniskuje się na losach czwórki bohaterów, niemieckiego pisarza Kapplera, francuskiego dziennikarza Goffarda, amerykańskiej śpiewaczki Leny Hotspur i lewicowego polityka Michaela Lilsteina. Ich życiorysy nieustannie się splatają, a punktem wyjścia do całej historii jest luksusowy hotel Waldhaus w alpejskim Waltenbergu, w którym wszyscy kiedyś się spotkali i do którego nieustannie wracają. Szwajcarski Walteberg to miejsce poza czasem, przestrzeń, która ominęła zawierucha XX-wiecznej historii. Jednak w scenerii zacisznego, dostatniego kurortu, w którym nawet w 1956 roku można zapomnieć o „Warszawie, Budapeszcie, całym tym szaleństwie, i o Suezie”, rozgrywają się prawdziwe spory, ścierają przeciwstawne poglądy, namiętności i uczucia. Bohaterowie Kaddoura są czynnie zaangażowani w wielką historię, robią biznes, są zamieszani w szpiegostwo i rozgrywki na najwyższych szczeblach władzy, flirt, ale także walkę z komunizmem. Walczą na wojnie, której obraz u Kaddoura jest turpistycznie dosadny. Francuski prozaik kreśli imponująca panoramę postaw, wyborów, wyzwań, które postawił przed nami wiek XX. I retorycznie pyta, czy się z nich rozliczyliśmy.

Kaddourowi udała się jeszcze jedna, coraz rzadsza wśród współczesnych autorów sztuka – opasły „Waltenberg” czyta się jednym tchem. Historia miłosna i sensacyjna, obserwacje obyczajowe i rozważania historiozoficzne, niezauważalnie się przenikają, narracja jest potoczysta, choć obfituje w zaskakujące zwroty, inwersje oraz retrospekcje. Bo „Waltenberg” to również opowieść o czasie, z którym jeden z bohaterów zmaga się po proustowsku. Rolę magdalenki pełni jabłkowo-malinowe ciasto Linzer Torte, serwowane przez właścicielkę waltenbergskiego pensjonatu. Jeśli tropem Hediego Addoura pójdą inni pisarze znad Sekwany, to słynny krytyk Bernard Pivot może spać spokojnie. Francuzi mają szanse odbudować literacką potęgę i nadwątlić międzynarodowy prymat prozaików anglosaskich.