Zima 1942 r. była wyjątkowo mroźna. W okupowanej Warszawie zaczynało już brakować wszystkiego. Węgiel był nieosiągalny, nafta stała się luksusem, a powszechnym pożywieniem była cienka, wodnista zupa. Piosenka była ostatnią rzeczą, o jakiej miała w tej sytuacji ochotę myśleć Anna Jachnina, ale nie miała wyjścia. Jak wspominała prawie 30 lat później: „Ulica Francuska w Warszawie, zima, mróz w mieszkaniu i we mnie. Straszliwy głód. Otrzymałam właśnie polecenie napisania tekstów. Ołówek wypadał ze zgrabiałych rąk, mózg zamarzał. Nie było światła, tylko jakiś knocik, lampeczka. Chyba właśnie wtedy – już dokładnie nie pamiętam – powstała piosenka: »Siekiera, motyka, piłka, szklanka, w nocy nalot, w dzień łapanka«”.
Jachnina miała wówczas 28 lat. Od mniej więcej roku działała w konspiracji, w Biurze Informacji i Propagandy Armii Krajowej, a polecenie napisania tekstów, o których wspomina, otrzymała najprawdopodobniej od późniejszego autora „Kamieni na szaniec”, Aleksandra Kamińskiego.

Dowody w piwnicy

Mimo że Jachnina parokrotnie w wywiadach udzielanych prasie w latach 60. i 70. XX w. przyznawała się do autorstwa „Siekiery, motyki...”, oficjalnie twórca piosenki pozostaje nieznany, a sama pani Anna nigdy nie starała się dochodzić praw autorskich. Dlaczego? Nie wiadomo. Być może w grę wchodził lęk przed bezpieką? W 1947 r. afiszowanie się z przynależnością do AK nie było rozsądne. W archiwach bydgoskiego i gdańskiego IPN nie zachowały się co prawda żadne dokumenty wskazujące na inwigilowanie Jachniny, ale ona wówczas wiedzieć tego nie mogła. Badająca tę sprawę dr Katarzyna Maniewska z bydgoskiego IPN uważa jednak, że strach nie miał tu nic do rzeczy.
Reklama
– Zaznaczam, że nie mam w tej kwestii wiedzy źródłowej. Opieram się tylko na oglądzie całości postawy i działań Anny Jachniny. A mówimy o postawie „żołnierza” podziemnej Armii, walczącego z piórem po to, by „śmiechem zabijać wojnę”; „żołnierza” walczącego ze świadomością ogromu codziennego ryzyka. To raczej kolejne świadectwo formatu Anny Jachniny. Kiedy już rozpytywana przez dziennikarzy wspominała i relacjonowała tamte wydarzenia, dodawała natychmiast, jakby z zawstydzeniem, że przecież tylu ludzi przeszło znacznie więcej, więc to, co przeżyła, było tylko „jak ziarnko piasku”. Tak jakby w cieniu dramatu innych zawstydzały ją publiczne zachwyty nad jej biografią – tłumaczy Maniewska.
Reklama
Ani ona, ani profesor Tomasz Szarota nie mają jednak wątpliwości, że to właśnie Jachnina jest autorką piosenki. Ten ostatni w swojej wielokrotnie wznawianej pracy „Okupowanej Warszawy dzień powszedni”, ale dopiero w ostatnim jej wydaniu, przyznawał: „Dopiero przygotowując do druku obecne, czwarte wydanie dowiedziałem się, kto był autorem słów owego ulicznego przeboju. Napisała je Anna Jachnina, współautorka konspiracyjnej broszury »Anegdota i dowcip wojenny«”. O skali zapomnienia prawdziwej autorki „Siekiery, motyki...” najwięcej mówi to, że czwarte wydanie pracy profesora Szaroty ukazało się dopiero w 2010 r.
To, że jej autorstwo wyszło na jaw, było w jakimś stopniu dziełem przypadku. Po śmierci Jachniny do jej bydgoskiego mieszkania wprowadził się wnuk, Wojciech Jachna (muzyk jazzowy i awangardowy, znany choćby z takich grup jak Sing Sing Penelope czy Contemporary Noise Sextet) wraz z małżonką, Justyną Górską. I to ona właśnie odkryła domowe archiwum pani Anny. – Kiedy wraz z Wojtkiem wprowadziliśmy się do mieszkania, zastałam pokój pełen pamiątek po babci. Kartony dokumentów, rzeźby, meble, bibeloty ludowe... z powodu braku czasu wszystko to złożyliśmy w piwnicy – wspomina Górska. – Jednak pewnej niedzieli zaszyłam się w piwnicy i dosłownie zatopiłam się w dokumentach, papierach, teczkach... Była tego taka ilość, że trudno było przejrzeć to wszystko w kilka godzin. To, co odnalazłam w tych zbiorach, przerosło jednak moje najśmielsze oczekiwania – opowiada.
A były tam nie tylko wywiady sprzed dziesięcioleci, w których Jachnina ujawniała swoją rolę w powstaniu najpopularniejszej piosenki okupowanej Warszawy, ale też listy, notatki i pamiętniki, układające się w niezwykły życiorys pozornie bardzo zwykłej kobiety.