Michał Merczyński zdecydował się przedstawić kulisy odwołania oraz procesu, który był następstwem dymisji. O komentarz poprosiliśmy też wicepremiera Piotra Glińskiego. Odpowiedź opublikujemy zaraz po tym, jak ją otrzymamy.

======================

Poznań, 5 lutego 2019 r.

OŚWIADCZENIE

Reklama

Chciałbym poinformować Państwa o wyroku, który zapadł w procesie wytoczonym przeze mnie Filmotece Narodowej - Instytutowi Audiowizualnemu. Historia ta nie ma bowiem wymiaru jedynie cywilnego powództwa, ale mówi wiele o tym, jak reprezentujący wszystkich obywateli urzędnicy państwowi nie są zdolni do sprawnego wypełniania obowiązków, podejmowania decyzji i gospodarowania publicznymi pieniędzmi.
Po pełnieniu funkcji dyrektora Narodowego Instytutu Audiowizualnego (NInA) w latach 2009 - 2017 (wcześniej, 2005-2009 Polskiego Wydawnictwa Audiowizualnego), w czerwcu 2017 zostałem zdymisjonowany na skutek formalnych przemian – połączenia NInA z Filmoteką Narodową (FN).
Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego prof. Piotr Gliński decyzję o połączeniu tłumaczył perspektywą szybszego udostępniania polskiego dorobku kinematograficznego i tworzenia kolejnych zasobów w następnych latach. Od samego początku publicznie się temu pomysłowi sprzeciwiałem, uważając, że decyzja ta nie ma podstaw merytorycznych. Również rada NInA, reprezentowana m.in. przez Agnieszkę Holland wystosowała do Ministra list, w którym zwracała uwagę, że „odrębne strategie zarządzania archiwum: cyfrowego w przypadku NInA i analogowego w przypadku Filmoteki nie będą ze sobą kompatybilne, co przyniesie szkodę dorobkowi audiowizualnemu kultury polskiej”. W celu analizy działań NInA oraz pokazaniu, że jest to instytucja wyjątkowa na kulturalnej mapie Polski i Europy, jeszcze pod moim kierownictwem, Instytut na swoich stronach opublikował analizę tej decyzji zatytułowaną „Biała Księga NInA”.
Po wielu miesiącach od pierwszego oświadczenia MKiDN w tej sprawie (sierpień 2016), w czerwcu 2017 doszło do formalnego połączenia NInA i FN. W związku z tym mój kontrakt wygasł i zaproponowano mi podpisanie porozumienia regulującego jego przedwczesne rozwiązanie (miał wygasnąć w październiku 2018). W porozumieniu określone zostały warunki wypowiedzenia – regulujące zarówno wysokość odprawy, jak i kwestię zakończenia pełnienia obowiązków służbowych. Umowę zatwierdziło MKiDN. Jednak FINA nie zrealizował jej postanowień. Wobec tego złożyłem wniosek do sądu o wyegzekwowanie należności. Sąd przyznał mi rację i zalecił wypłatę bez przeprowadzania procesu.
Mimo to, kierownictwo FINA postanowiło doprowadzić do procesu. Trwał on kilkanaście miesięcy i wiązał się nie tylko z uciążliwą procedurą wyjaśniania sprawy, w której wszystko od początku było jasne i sformułowane w paragrafach podpisanej umowy, ale także powoływaniem świadków. Ostatecznie sąd wydał wyrok, w którym jednoznacznie przyznał mi rację. Z tytułu przegranej przez państwo polskie sprawy zostały poniesione wysokie koszty sądowe oraz naliczone odsetki.
Historia ta boleśnie pokazuje kilka spraw, z którymi w aktualnej rzeczywistości społecznej i politycznej spotykamy się coraz częściej, nie tylko w życiu publicznym, ale także codziennym:
* mieszanie tego co publiczne/państwowe, z osobistymi sympatiami i antypatiami urzędników; czy podobna sytuacja spotkałaby nagradzanego dyrektora osiągającej sukcesy, sprawnie zarządzanej instytucji, którego poglądy polityczne byłyby zbieżne z obecną władzą? * nieudolność sprawowania urzędu: jak to możliwe, że wysoki urzędnik ministerstwa może podjąć decyzję, zatwierdzić ją na piśmie, a następnie ze wszystkiego się wycofać? Czy tak działać ma państwo uznające prawo i sprawiedliwość za najwyższe wartości życia publicznego? * marnotrawienie środków publicznych: ile podobnych sytuacji ma miejsce codziennie w Polsce? Nietrudno wyobrazić sobie, że tak lekkomyślnie trwonione środki mogłyby być przeznaczone na wiele pożytecznych celów.
Dzielę się z Państwem tą historią powodowany nie osobistą chęcią odwetu, ale troską o standardy życia publicznego i procedur, które je regulują. Uważam, że ten casus pokazuje po raz kolejny niepokojące tendencje przyczyniające się do rozpadu państwa. Jestem więc przekonany, że – dla dobra nas wszystkich i po to żeby patrzeć władzy na ręce – należy je ujawniać i krytycznie analizować.
Michał Merczyński







Reklama