DGP: Czy sztuka lubi dyskutować?
Joanna Zielińska: Jeżeli mamy na myśli sztukę współczesną, której głównym zadaniem jest uczenie odbiorców krytycznego myślenia, to zdecydowanie tak. Sztuka wyrasta z dyskusji.
Łatwiej ten dialog prowadzić w muzeum, z odbiorcą, który świadomie szuka kontaktu ze sztuką, czy kiedy to ona odnajduje go w przestrzeni miejskiej?
Centrum Sztuki Współczesnej nie jest muzeum. Jego rola sprowadza się raczej do bycia kulturowym think tankiem albo czymś w rodzaju laboratorium idei. Nie jest to nowa koncepcja. W rozmowie z wieloma osobami, które tworzyły tę instytucję, powtarzały się głosy, że CSW miało być ruchem, a nie muzeum. Centrum jest stosunkowo młodą instytucją, która powstała w 1985 r., a właściwą działalność programową i wystawienniczą rozpoczęło pięć lat później, kiedy stanowisko dyrektora objął Wojciech Krukowski, lider środowiska związanego z grupą teatralną Akademia Ruchu. W badaniach, które przeprowadziliśmy na potrzeby wystawy duetu performerów Bik Van der Pol, wielu artystów mówiło o performatywnych korzeniach naszej instytucji. One czynią to miejsce wyjątkowym. CSW bliżej do teatru ulicznego, który się wtrąca i ma prowokować, niż do muzeum. Wystarczy prześledzić program wydarzeń organizowanych na Zamku Ujazdowskim, który dowartościowuje teatr, muzykę, sztukę, kino czy literaturę, aby przekonać się o inter dyscyplinarności tej instytucji. Wszystkie języki kultury się tutaj mieszały.
Reklama
Tytuł wystawy „O wiele historii za dużo, by zmieścić w tak małym pudełku” dowodzi, że instytucjom kultury trudno moderować debatę o sztuce, która ma nieograniczony zasięg i oddziaływanie. Czy dlatego oddają więcej pola do twórczej aktywności odbiorcom?
Reklama
Zdecydowanie tak. Razem z holenderskimi artystami zastanawialiśmy się, czym jest kolekcja. Czy jest nią zbiór wybranych obiektów, czy też wszystkie historie towarzyszące dziełom, wystawom i wydarzeniom, które miały miejsce w centrum sztuki? I doszliśmy do wniosku, że nie sposób tej kolekcji i całego zebranego wokół niej archiwum rozważać w oderwaniu od grupy ludzi, która przez ostatnie 30 lat przewinęła się przez tę instytucję. Wystawa „O wiele historii za dużo, by zmieścić w tak małym pudełku” jest więc w zasadzie pracą zbiorową, właściwie wielogłosem, w którym nie wszyscy się ze sobą zgadzają, choćby dlatego że ludzka pamięć bywa zawodna. I dotyczy to każdego: artystów, pracowników związanych z tym miejscem, ale też widzów, którzy tu przychodzili i wychowali się na sztuce. Siłą tej wspólnej historii jest jej różnorodność. I to właśnie chcemy pokazać.