"Bostońskie małżeństwo" - urocza błahostka, historia nieformalnego związku dwóch kobiet - dzieje się w XIX-wiecznym Bostonie. Była prezentem pisarza dla żony, aktorki Rebeki Pidgeon. "Edmond", czyli amerykański "Woyzeck" pokazuje człowieka, który nie rozumie przerażającego świata i nie potrafi go zmienić. Sam jest bestią w ludzkiej skórze, ale podświadomie łaknie duchowej bliskości z drugim człowiekiem.

Reklama

"Piszę o tym, czego, jak sądzę, brakuje w naszym społeczeństwie. O elementarnych kontaktach międzyludzkich" - mówi dramaturg. Mamet portretuje ubóstwo duchowe cywilizacji i jej pustkę. Dostrzega stale odradzającą się żądzę przemocy i agresji w pojedynczym człowieku, krytykuje system. Natura amerykańskiego społeczeństwa opiera się jego zdaniem na ekonomicznej eksploatacji - ten motyw stale powraca w jego twórczości.

"Ideał amerykański obrócił się wniwecz.... W gruncie rzeczy zawsze szło o gwałt i rabunek. Bo na czym to wszystko miało polegać? Na tym, że jeśli na jakiś czas ktoś się skądś wyniesie, to w tym czasie ktoś inny - dopóki będzie tam istniało cokolwiek, co można by eksploatować: Dziki Zachód, Murzyni, Irlandczycy, Chińczycy w Kalifornii, obszary złotodajne lub leśne - ma szansę wzbogacenia się. Kapitalistyczne marzenie o bogactwie pchnęło ludzi przeciw sobie" - wykłada Mamet.

Najdoskonalszą metaforę bezdusznego kapitalizmu odnalazł Mamet w świecie handlarzy nieruchomościami, których moralność sprowadza się do prostego zdania "biznes jest biznes". W "Glengarry Glen Ross", za które otrzymał w 1984 roku nagrodę Pulitzera, a w wersji filmowej Jamesa Foleya (1992) wielkie role stworzyli Jack Lemmon i Al Pacino, miejsce amerykańskiego ideału wypełnia próżnia. Krytycy porównali Mameta do ojca nowego dramatu amerykańskiego - Arthura Millera (1915-2005). Jednak on swoje sztuki sytuował w obrębie tragedii psychologicznej, podczas gdy Mamet powołuje się na "komedię gangsterską".

Reklama

To ważne, bowiem Mamet jako dramaturg jest obrońcą moralności w czasach jej powszechnego bankructwa, ale nie traktuje teatru jako pola działalności politycznej i społecznie zaangażowanej. Jest aktorem i reżyserem, a człowiek teatru nie zapomina, że tworzy na scenę, a nie półkę księgarską. "Dramat w swych najgłębszych, historycznych podstawach zawsze mówi o kłamstwie. O tym, że ktoś okłamuje kogoś" - uważa. Chociaż unika prawienia morałów, jego dramaty niosą wyraźne przesłanie - jak "Bizon", jedna z najciekawszych sztuk Mameta.

W komentarzu do niej pisał: "Nie ma naprawdę żadnej różnicy między lumpenproletariuszem i maklerem giełdowym czy radcą prawnym - wszyscy są sługami interesu". Historia trzech mężczyzn rozmawiających o kradzieży, do której ostatecznie nie dochodzi, nasuwała skojarzenie z "Czekając na Godota" Becketta. Mamet nie wypierał się wpływów, ale jego język sceniczny jest oryginalny, bliski temu, którym na co dzień rozmawiają Amerykanie. Krytycy nazwali tę formę dialogowania "Mametspeak". Charakteryzuje się długimi pauzami, kolejne wypowiedzi bohaterów oddzielone są długim milczeniem. Bohaterami Mameta są przeważnie mężczyźni, dlatego język w pełnych napięcia scenach konfrontacji jest niezwykle brutalny.

Tak rozmawiają filmowi producenci w "Przerżnąć sprawę" - zjadliwej satyrze Mameta na Hollywood. Fabrykę Snów zna z autopsji, pisząc o niej bez złudzeń: "Czysta sprzedaż kramarska: znajdź jakąś atrakcję, przedstaw ją jak najbardziej interesująco, weź pieniądze i zgaduj znowu". Trzeba przyznać, że Mametowi udała się ta sztuka wiele razy.

Reklama

Swoją przygodę z filmem zaczął jako scenarzysta od słynnego remake’u klasyka "Listonosz zawsze dzwoni dwa razy" (1981) w reżyserii Boba Rafelsona z Jackiem Nicholsonem i Jessicą Lange. Za scenariusze do "Werdyktu" Sidneya Lumeta i proroczej satyry na świat mediów "Fakty i akty" Barry’ego Levinsona (proroczej, bo nakręcony w 1997 roku, film korespondował z "aferą rozporkową" prezydenta Clintona, która wybuchła na początku 1998 roku) otrzymał nominację do Oscara. Jego największy sukces w roli scenarzysty to "Nietykalni" Briana de Palmy, historia gangsterska o polowaniu Eliotta Nessa na Ala Capone z Kevinem Costnerem i Robertem De Niro.

Sam Mamet reżyseruje filmy wedug własnych scenariuszy. Debiutował "Domem gry" (1987) - błyskotliwą historią o parze oszustów prowadzących psychologiczny pojedynek, potem powstały m.in. kontynuujący tematykę perfidnego oszustwa "Hiszpański więzień" (1997), "Wydział zabójstw" (1991) czy "Skok" (2001) z Genem Hackmanem.

"Hollywood jest jak kokaina. Nie zrozumiesz jego siły przyciągania, dopóki sam nie spróbujesz. A kiedy to zrobisz, jesteś już chory" - mówi artysta.
Mamet kręci właśnie kolejny film i nie zapowiada w najbliższym czasie powrotu do teatru.