Rok temu Roman Kołakowski postanowił opowiedzieć o swojej fascynacji Bułatem Okudżawą. Na scenie Syreny zobaczyliśmy wówczas spektakl, w którym nie było nawet cząstki Okudżawy. Mimo to przeświadczenie reżysera, że rosyjscy bardowie to jego specjalność, kazało mu tym razem sięgnąć po twórczość Wysockiego. Pewnie znów przyświecał mu podobny cel - z kilkunastu utworów stworzyć bryk z życia barda. I przy okazji z dumą udowodnić, ile o nim wie.

Reklama

Zaczyna projekcją filmową w foyer Syreny. Z ekranu uderza czarno-biały obraz Wysockiego. "Poezją zainteresowałem się w teatrze. Opowiadam wiersze, brzęcząc na gitarze, nie śpiewam piosenek. Poezja oddaje atmosferę prawdy" - mówi. Za chwilę jeszcze fragment Szekspirowskiego "Hamleta" z Teatru na Tagance. To była rola jego życia. Chociaż zbyt duszno i za jasno, jednak pomysł "wstępniaka" wydaje się nie najgorszy.

Już na scenie Kołakowski od początku gra na prostych skojarzeniach. Wiesza kraty - symbol niewoli, liny - obezwładnienia, pewnie totalitaryzmu. Panuje mrok. Pojawia się miecz. Wysocki (Marcin Przybylski) jako Hamlet śpiewa pierwszą pieśń. Czar pryska, kiedy na scenę wchodzą kolejni aktorzy w (jakżeby inaczej) ciemnych szynelach. Tworzą swoisty chór. Trudno odnaleźć w nich jednak szczere emocje. Wyłania się także odziana w zwiewną niebieską sukienkę tajemnicza pani (Gizela Bortel). Będzie na scenie do końca. Może jako symbol miłości? "Rozgrzeszy" artystę z jego kolejnych grzechów. Tylko po co? To wie tylko Kołakowski...
Potem już Wysockiego odśpiewują, bo nie ma w tym interpretacji i naturalności, kolejni z chóru, w tym mój faworyt - Marcin Piętowski (tak się stara, że śmieszy do łez). Pieśń "Konie narowiste" w wykonaniu Marcina Przybylskiego na moment przywoła Wysockiego. Odnajdujemy go w kamiennej twarzy i oszczędnych gestach aktora. Tylko Przybylski wie, co śpiewa. Ale czar znów szybko pryska wraz z ostatnią pieśnią "Polowanie na wilki". Ze słynnej "Obławy" zrobiono taką sobie piosenkę, bez krztyny napięcia.

Festiwal Piosenki Radzieckiej - tak można podsumować to, co odbyło się na scenie. Zabrakło podstawowych składników, z których powinna być zbudowana ta opowieść: intymności, zadumy i melancholii. Kołakowski nie zbudował żadnego świata, a już na pewno nie świata niepokornego artysty, wnikliwego kronikarza totalitarnego czasu. Pozostaje współczuć tym, którzy wychowali się na pieśniach Wysockiego i poszli do Syreny, by znów na chwilę poczuć jego ducha.

Reklama


"Ósmy grzech - Wołodia Wysocki"
Scen. i reż. Roman Kołakowski
Teatr Syrena w Warszawie
Premiera: 22 czerwca