"Klątwa 2008", drugie podejście reżysera do tragedii Wyspiańskiego, wygląda jak kolejny test pojemności tej stylistyki, ale nie wydaje się dziełem wybitnym, przełomowym. Inne "Klątwy" z tego sezonu - Wysockiej i Opryńskiego - mocniej zapadały w pamięć. Na pewno jednak po raz kolejny udało się Tomaszukowi stworzyć wyrównany, świetnie dopełniający się zespół. Siódemka aktorów działa jak jeden organizm. Widowisko zaczyna się monologiem z "Powrotu Odysa". Pustelnik w wojskowej czapce spełnia tajemniczy rytuał suszy. Mówi o powrocie do świata zdegradowanego, zniszczonego, odmienionego. Po podłodze pośród desek wyschniętych na wiór pełza gromada obdartusów, żebraków, cieni. Nie można powiedzieć, że to świat zarażony złem. Owszem wynaturzony, dziwny, chorobliwie rozpustno-kopulacyjny, ale przecież nie mający żadnej "pięknej" i harmonijnej alternatywy. Wszyscy aktorzy zostali skaleczeni kostiumem: z ramienia Parobka sterczy sucha ręka, nienarodzone dziecko Dziewki jest noszone w drewnianym pudełku na brzuchu. Ich ciała okrywają łachmany, nagość wyłazi z nich jak kamienie z suchej trawy.

Reklama

Wierszalin akcentuje rytualność tekstu Wyspiańskiego. Nie czyta "Klątwy" ani przez antyk ani naturalizm. Buduje spójny, skończony świat, ale jego skończoność jest tak zupełna, że aż nieprzenikniona. Za dużo znaków, hermetycznych symboli. Odrywa tragedię Wyspiańskiego od konkretu. Od żywych ludzi. Zamiast człowieka, który cierpi, grzeszy i wątpi, widzimy tylko sam ból, grzech i wątpienie. Coś dzieje się z wierszem Wyspiańskiego w scenach dialogowych, to na moje ucho źle, sztucznie brzmi. Monologi bohaterów lepiej przystają do wyschniętego świata, pyłu i prochu przesypywanego w misach.

W centrum interpretacji Tomaszuka jest na pewno starcie księdza-cudzołożnika (Dariusz Zakrzewski) i pustelnika-pielgrzyma (Rafał Gąsowski). Ale co lub kogo reprezentują w scenicznym świecie? Bo przecież nie grzech i czystość. Nie-prawdę i nie-kłamstwo. Żaden nie ucieleśnia tylko zdrady Boga, ani tym bardziej bliskości Boga. Obaj są torturowani przez gromadę, jeden jest naznaczony czerwoną farbą, drugi niebieską. Czemu? Tomaszuk jakby z premedytacją nie odpowiada, mnoży pytania.

Ostatnia trylogia Tomaszuka ("Edyp", "Niżyński", "Reportaż o końcu świata"), z której ten spektakl wyrasta, miała jasny punkt startu i klarowny przebieg. Człowiek walczył w niej o własną świętość. Zmagał się ze swoim wyobrażeniem Boga. W "Klątwie 2008" wszystko jest zagadką. Razi niejasność przewodu, niejasność puenty. Bóg nie objawia się w żaden sposób. Bohater nie przekracza własnego bydlęctwa.

Reklama

"Klątwa 2008"

Stanisław Wyspiański

reż. Piotr Tomaszuk

Teatr Wierszalin w Supraślu