BARTOSZ BATOR: Czy Panie są pierwszy raz w Warszawie?

CATHERINE HIEGEL*: Tak, jesteśmy w Polsce po raz pierwszy. Andrzej bywa tu trochę częściej (śmiech).

Reklama

Jak Panie zareagowały na wiadomość że wystąpią w polskiej stolicy. Podobno wielu mieszkańców Europy Zachodniej nadal myśli, że u nas niedźwiedzie biegają po ulicach?

CATHERINE FERRAN*: Znamy osiągnięcia m.in. polskiego kina. Ucieszyliśmy się na wiadomość, że będziemy mogli zaprezentować się polskiej publiczności.

Jakie są państwa pierwsze skojarzenia na słowa Warszawa, Polska?

Reklama

C. H.: Hmm... Na pewno posiadamy tę elementarną wiedzę jak to, że Warszawa jest stolicą Polski, że jest to duży europejski kraj. Doceniamy jego znaczenie i mamy silną świadomość waszych związków kulturowych z pozostałą częścią kontynentu. Na pewno z polską stolicą wiążemy traumatyczne doświadczenia wojenne. Odwiedziliśmy zrekonstruowaną Starówkę. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem wysiłku jaki włożyliście nie tylko w jej odbudowę, ale także pozostałej części waszego miasta.

Jakie szczególne miejsca chciałyby Panie zobaczyć?

Reklama

C. F.: Nasz terminarz pobytu w Polsce jest bardzo napięty. Wolnego czasu jeszcze nie planowaliśmy. Ale to miasto mnie na tyle zainteresowało, że myślę by przyjechać tu za niedługo jeszcze raz, prywatnie.

C. H. : Liczymy, że Andrzej będzie naszym przewodnikiem i trochę pospacerujemy po mieście. Po odwiedzeniu Starówki mamy zdecydowanie ochotę zobaczyć więcej. Ważnym miejscem, które chcielibyśmy jeszcze odwiedzić są tereny dawnego getta.

Nie ma Pan wrażenia, że ocenia się nasz kraj dość schematycznie, m.in. poprzez liczne stereotypy? Spotyka się z tym Pan na co dzień?

ANDRZEJ SEWERYN*: To kwestia bardzo trudna i złożona. Jednocześnie ciągle żywa. Pierwsze co przychodzi mi do głowy to problem antysemityzmu w Polsce. Trzeba jednak przyznać, że poprostu nie dajemy sobie z nim rady. Wydaje mi się, że nie jesteśmy w stanie spojrzeć prawdzie prosto w oczy. To może prowadzić do pewnych uproszczeń typu Polak-antysemita. Choć jest to oczywista nieprawda, to kilkakrotnie spotkałem się z takimi wypowiedziami we Francji.

C.F.: Musi Pan jednak przyznać, że w Polsce nadal funkcjonuje wiele stereotypów na temat Francuzów. Od tak banalnych jak kwestie stroju czy upodobań kulinarnych po cechy charakteru - ignorancję, nadmierne przywiązanie do swojej kultury, zbytnią pewność siebie.

C. H.: Może zabrzmi to patetycznie ale uważam, że Francuzi mogą wstydzić się swojej postawy podczas II wojny światowej. Wy powinniście być dumni. Mimo to wielokrotnie postawy naszych narodów przedstawiane są odwrotnie. To pewnego rodzaju przykład przekłamania, stereotypowego podejścia, z którym trzeba walczyć. Jeśli chodzi o moje wyobrażenie Polaka to nie mam zbyt wielkich doświadczeń. Znam ich bowiem tylko dwóch. Jednym z nich jest właśnie Andrzej. Ma mocną głowę, umie sporo wypić, ja niestety nie (śmiech).

Czy nadal Francuzi głównie kojarzą polską sztukę tylko z Kieślowskim czy Wajdą a nie młodymi polskimi reżyserami?

ANDRZEJ SEWERYN: Kieślowski, Wajda to nazwiska niezwykle znane nad Sekwaną. Nie jestem w stanie wskazać podobnej rangi osób w środowiskach plastycznych, bo się w nich nie obracam. Ale myślę, że jest podobnie. Jeśli chodzi o młodych to musiałby mi Pan podać nazwiska, o jakie pan pyta.

Treliński, Warlikowski, Jarzyna...

A. S.: Tak, ich przedstawienia są rozpoznawalne i chętnie oglądane przez francuską publiczność.

Jakie kryteria trzeba spełnić by zostać członkiem zespołu Comedie Francaise?

C. H. : Nie ma zasad, według których wybierani byliby aktorzy. Nie ma sztywnych wymogów, na wzór jakiegoś szablonu, który przykłada się do kandydata i sprawdza czy spełnia odpowiednie wymogi. Możliwe, że takie wybrażenie funkcjonuje, Comedie Francaise - kostyczna instytucja z żelaznymi zasadami, kształtowanymi od wieków. My jednak próbujemy walczyć z traktowaniem naszej sceny jak odrębnej planety, funkcjonującej według swoich osobliwych i tylko nam zrozumiałych zasad. Nie godzimy się na krzywdzący dla innych scen podział: Comedie Francaise i cała reszta. Choć oczywiście niektórym z nas taka klasyfikacja wydaje się nobilitująca.

C. F. : Banalne, ale najważniesze są po prostu talent i ciężka praca, która powinna być podstawą zawodu każdego aktora.

Zasady na jakich opiera się Comedie Francaise są dość osobliwe. Tworzą Państwo spółkę, w której aktorzy dzielą się zyskami. Mimo to biznes nie przysłania celów artystycznych.

C. F. : Kwestia finansów nie jest najważniejsza bo mimo, że mówi się o nas jako o spółce to nie stawiamy sobie za cel zysku. Cechą jaką dzielimy z klasyczą spółką prawa handlowego jest współpraca ludzi, którzy działają po to, by osiągać wspólne cele, ale artystyczne a nie finansowe. Choć zdaję sobie sprawę, że nasza organizacja pod tym względem jest dość niecodzienna i może wbudzać zainteresowanie. Ale wady i zalety tego systemu były weryfikowane przez stulecia. Działamy tak od czasów Moliera.

C. H. : Warto jednocześnie znaznaczyć, że jesteśmy we Francji jedynym teatrem ze stałą grupą. Z tego co wiem, w Polsce jest dokładnie odwrotnie. Większość scen ma swoje zespoły. Poza tym, w Polsce wiele teatrów cechują trzy rzeczy, które w Francji uosabia tylko Comedie Francaise, tzn. repertuar od klasyków antycznych po współczesnych dramaturgów - więc nie tylko Molier jak większość sądzi, zmienność repertuaru i stały zespół właśnie.

Dzielicie pracujących u siebie aktorów na kategorie. Macie wyraźną hierarchię. W związku z tym nie ma spięć?

A. S. : Wręcz przeciwnie. Uważam, że ten system jest bardzo demokratyczny. Zespół dzieli się na trzy grupy. Są to: „pensionaires” zatrudnieni na etacie, „sociétaires” - aktorzy, którzy mianowani są dożywotnio Komediantami Francuskimi i wystawiają swoich reprezentantów do rady współadministrującej teatrem wraz z dyrektorem, którego wybierają oraz „sociétaires honoraires”, czyli emeryci, lub dawni „sociétaires”, nie mający trwałego etatu w Komedii Francuskiej, a tylko czasami gościnnie występujący na deskach sceny narodowej.

C. H. : Panuje u nas dość przyjazna atmosfera. Wspieramy sie wzajemnie, czerpiemy ze swoich zawodowych doświadczeń, wymieniamy się nimi.

Nie sądzę jednak, żeby na wasz wzór zdołało się zorganizować np. polską scenę narodową. Już widzę te kłótnie o pieniądze i urażone ambicje przy przydzielaniu do kategorii aktorskich.

A. S. : Mimo to myślę, że warto byłoby spróbować. Choć na pierwszy rzut oka wiele dzieli Comedie Francaise i polskie teatry to w praktyce wychodzi, że style naszej pracy są niejednokrotnie niesłychanie zbieżne.

Czym kierowaliście się przy wyborze sztuk, które prezentujecie polskiej publiczności?

A. S. : To dyrekcja podejmowała decyzję. Nie aktorzy.

Zastanawiam się czy szerokość geograficzna wpływa na odbiór sztuki?

A. S. : Podczas trwającego teraz tournee po krajach Europy Środkowo-Wschodniej pokazujemy wszędzie te same dwie jednoaktówki z którymi zawitaliśmy teraz do Warszawy. Jakie są reakcje? Tego nie wiemy. Bo zaraz po występie wyjeżdżamy do kolejnego kraju i nie mieliśmy okazji zapoznać sie np. z recenzjami prasowymi. Ale wydaje się, że moment w jakim znajduje się dane społeczeństwo może mieć wpływ na to czego doszuka się ono w prezentowanym przez nas repertuarze.

Podczas wieczorów w Narodowym możemy zobaczyć m.in. „Pocieszne wykwintnisie” Moleira. Ta jednoaktówka o...

C. H. : To sztuka opowiadająca historię rodzinną. Akcja skupia się wokół dwóch panien na wydaniu. Para młodych dziewcząt z prowincji, Magdelon i Cathos, lubią wszystko, co „wykwintne”. Odrzucając zaloty dwóch „niewystarczająco modnych” chłopców z Paryża, sprowadzają na siebie ich zemstę. Poprzez zmyślną intrygę - próżność i pycha dziewcząt zostaje ukarana.

Co współczesny widz może w tej sztuce odczytać?

C. H. : Reżyser Dan Jemmett zaproponował, by panny na wydaniu zagrały dwie dojrzałe aktorki. Co czyni hisotrię jeszcze bardziej śmieszną. Uwypukla problem. Żyjemy w świecie, w którym to jak wyglądamy ma dla wielu pierszorzędne znaczenie. Tak wtedy jak i teraz.

Słyniecie z bardzo tradycyjnych, wręcz ortodoksyjnie klasycznych inscenizacji. Czy to przewrotone rozwiązanie zastosowane w sztuce Moliera oraz współczesna jednoaktówka „La Festa” Włocha Spiro Scimone diagnozująca przyczyny rozkładu relacji rodzinnych to sposób na walkę z tym wyobrażeniem?

C. H. : Absolutnie się z Panem zgadzam. Dokładnie tak. Chcemy pokazać, że w nobliwej Comedie Francaise także są ludzie otwarci, sięgający po nowe rozwiązania, podejmujący nie rzadko ryzykowne, odważne wybory artystyczne.

Podobno w przyszłym roku także zawitacie do Warszawy na przegląd europejskich scen narodowych. Co pokażecie?

C. F.: Przyjedziemy. Nie pokażemy Moliera - jak wielu mogło by sądzić, a „Punkt przecięcia” XX-wiecznego dramaturga Paula Claudela.