"Moralność pani Dulskiej, czyli w poszukiwaniu zagubionego czakramu"

wg Gabrieli Zapolskiej

reż. Bartosz Szydłowski

Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie

Reklama

Premiera 18 kwietnia

Reklama

p

Zaczyna się efektownie od cytatu z filmu „Takiego pięknego syna urodziłam”. Nowa Dulska wymyśla czterdziestoparoletniemu synowi artyście, że już nic z niego nie będzie. A on nagrywa tę awanturę kamerą cyfrową. Zbyszko u Szydłowskiego jest najważniejszą postacią. To nie tyle domowy pasożyt i pantoflarz-hulaka, co nieudany twórca, egoista i cynik. Podobała mi się ironia Janusza Chabiora w tej roli. Chabior gra podstarzałego studenta sztuk wizualnych, który wszystko zaczyna, a nic nie kończy. Naśladuje gesty Wyspiańskiego, Witkacego, Kantora, nawet Koszałki. Wrzuca do niszczarki nieudane manifesty, uwodzi kobiety byle jak i miota się pośród rodzicielskich podpowiedzi, co dalej. Jest jak wampir emocjonalny, który na koniec sam siebie wyssał.

Sztuka Zapolskiej w wersji Szydłowskiego puchnie od wtrętów i współczesnych analogii. Dezyderata z Piwnicy pod Baranami gryzie się z rymowankami Maleńczuka, popisy młodej grupy tanecznej nijak nie dadzą się pogodzić z opowieścią naturszczyka z Huty (gra wujka Hanki) o jego karierze bokserskiej. Co scena to inna konwencja, przeskok estetyczny. Dialog Zbyszka z mamą przybiera raz formę bebechowatej awantury, innym razem brzmi jak pastiszowy operowy duet. Szydłowski goni za skojarzeniami, pomysłów formalnych ma tyle, że można by nimi obdzielić cztery inne spektakle. Nie lepi się z nich nic spójnego, a mimo to ta parada atrakcji wciąga widza. Wyliczać atuty spektaklu można długo: uroda plastyczna poszczególnych scen, sprawnie uruchomione multimedia, kapitalny montaż, frapująca przestrzeń i czytelna fabuła…

Pod pretekstem inscenizacji dość w zasadzie nieskomplikowanej sztuki Zapolskiej Szydłowski wykonuje atak na odwieczne podwawelskie intelektualne zakiszenie. Kraków to miasto, gdzie zamiast tworzyć nowe idee i wybitne dzieła „kupczy się i dupczy” bez sensu. Może to i prawda, ale do mnie tak podana publicystyka nie trafia. Satyra na arbitrów artystycznej elegancji żerujących na pseudoartystach w typie Zbyszka i puszczających bąki na kanapie (jest taka scena w spektaklu) nikogo tak naprawdę nie obraża. Bo rozpoznać się mogą w nich wszyscy albo nikt. Jeśli już Szydłowski chce walić Kraków po pysku, to zamiast bawić się w aluzyjki i mrugnięcia, niech mówi otwartym tekstem i po nazwiskach (po coś w końcu wchodzi na scenę jako tata Dulski!), kto konkretnie nie zasłużył na miano autorytetu, kto dławi sztukę w naszym ukochanym mieście… Niech wywrzeszczy swą złość i rozgoryczenie. Zapolska nie byłaby wtedy do niczego potrzebna.