W pełnych metafizycznych odniesień tekstach śpiewa o miłości, duchowej rewolucji i propaguje pacyfizm. Na albumie znajdą się premierowe utwory, w tym singlowe przeboje „Bring It On” oraz „I’ll Be Waiting”. Płyta będąca „rockandrollową mieszanką soulu, funka i jazzu” utrzymana jest w stylistyce nagrań rockmana z początku lat 90. Tak jak dotychczas wszystkie utwory są dziełem Kravitza, który je skomponował, zaaranżował i nagrywał przez kilkanaście miesięcy w Nowym Jorku, Miami, Paryżu, na Bahamach i w Brazylii. "Uwielbiam tę płytę i jej klimat. Czułem się jak dzieciak bawiący się w swoim pokoju. Ta nieskrępowana wolność to najważniejsze uczucie, jakie można przekazać" - zachwala swoje dzieło Lenny.

Reklama

Niedługo po lutowej premierze płyty Kravitz ma wyruszyć w gigantyczne tournee. Przez dwa lata chce występować na całym świecie i promować najnowszy album. Ale nie tylko. W repertuarze koncertów mają się znaleźć także kompozycje, które nie zmieściły się na „It Is Time for a Love Revolution”. Lenny początkowo planował bowiem dwupłytowy album, ale na jego opublikowanie nie zgodzili się szefowie wytwórni.

Tournee Kravitza zapowiada się więc jeszcze ciekawiej niż jego studyjne dokonania. 44-letni muzyk słynie z szalonego estradowego show, żywiołowych koncertów będących dopełnieniem jego płyt. Kiedy większość topowych wykonawców ogranicza się do kopiowania studyjnych nagrań na scenie, Kravitz nadaje im nową wartość. Przebojowe piosenki zamieniają się w kilkunastominutowe suity okraszone rozbudowanymi gitarowymi solówkami lidera oraz towarzyszących mu muzyków. Dopiero na żywo można się przekonać, że Kravitz jest fenomenalnym multiinstrumentalistą, ma świetny głos (nie przypadkiem w młodości śpiewał w operze), znakomicie gra nie tylko na gitarze, ale także na basie, perkusji, fortepianie oraz dyryguje. Bez przebieranek, gadżetów i rozbuchanej scenografii potrafi stworzyć porywające widowisko, podczas gdy większość muzyków w jego wieku ogranicza swoją aktywność ruchową do celebrowania statywu z mikrofonem. Lenny biega po scenie, tańczy, gra całym ciałem. Jak na rockandrollowca z krwi i kości przystało.