Tytuł płyty (wyspa, która jest zbiorowiskiem odpadków cywilizacji) symbolicznie opisuje eklektyczną muzykę albumu, będącą wypadkową hip-hopu, alternatywy, popu, elektroniki, dubu, retro i muzyki świata. Ale Albarn i jego rysunkowy zespół wcale nie chcą nawoływać do oczyszczenia tego wielkiego śmietnika ludzkości i muzyki. Jak rasowy awangardzista bawi się zlepkami brzmień, kultur, cytatów, poezji. Świadczy o tym już choćby wstęp do płyty, smyczkowe intro nawiązujące przekornie do klasyki awangardy angielskiej i amerykańskiej muzyki współczesnej.

Reklama

Partia zorkiestrowana na wzór utworów Samuela Barbera szybko przeradza się w dubowo-elektroniczny hymn - "Welcome To The World Of The Plastic Beach", na którym potykający się o zgłoski, hipnotyczny wokal Snoop Dogga rysuje niewesołą perspektywę dla ludzkości zanurzonej po uszy w odpadkach kultury XXI wieku. Wtóruje mu głos Damona Albarna - jedyny melodyjny ozdobnik tego oszałamiającego cytatami albumu.

Egzotyczne bębenki, flety i table Libańskiej Orkiestry Narodowej w "White Flag" brzmią początkowo "od czapy", ale faktycznie wpasowują się w wielowątkową i wielobrzmieniową warstwę "Plastic Beach" - bo prowadzą nas ku rapującym znakomitościom londyńskiego undergroundu, Bashy’emu i Kano.

Lekko fruniemy przez wokalne popisy legendy soulu lat 80., Bobby’ego Womacka i rapera Mos Defa oraz postpunkowca Marka E. Smitha i docieramy do jednego z najlepszych momentów tej płyty, utworu "Some Kind Of Nature", na którym głucho recytujący proekologiczne frazy Lou Reed spotyka się z Damonem Albarnem snującym niebiańskim falsetem nostalgiczny refren.

Avantpopowe, elektroniczne i hiphopowe miesza się w jeden wysokooktanowy koktajl, po którym już niewiele albumów supergrup będzie nas cieszyć tak samo. Nie tylko dlatego że Damon Albarn i jego goście wysoko ustawili muzyczną poprzeczkę. "Plastic Beach", prócz tego, że prezentuje hip-hop na miarę XXI wieku, jest także wielką próbą podsumowania współczesności we wszystkich jej aspektach: pełną uników, zgrabną i w 100 procentach zrecyklingowaną z tego, co było. Ale innej muzyki już nie mamy, tak samo jak kultury - zdaje się mówić Albarn. Ze zderzenia kultury z naturą obie wychodzą połamane jak ludzkość. "Wszystko, czym jesteśmy, to gwiazdy", śpiewa wokalista. Trudno o bardziej znaczące zakończenie tego świetnego albumu.